Tekst kazalny: List św. Pawła do Rzymian 6,3-12:
Czy nie wiecie, że my wszyscy, ochrzczeni w Chrystusa Jezusa, w śmierć jego zostaliśmy ochrzczeni?
Pogrzebani
tedy jesteśmy wraz z nim przez chrzest w śmierć, abyśmy jak Chrystus
wskrzeszony został z martwych przez chwałę Ojca, tak i my nowe życie
prowadzili.
Bo jeśli wrośliśmy w podobieństwo jego śmierci, wrośniemy również w podobieństwo jego zmartwychwstania,
Wiedząc
to, że nasz stary człowiek został wespół z nim ukrzyżowany,
aby grzeszne ciało zostało unicestwione, byśmy już nadal nie służyli
grzechowi;
Kto bowiem umarł, uwolniony jest od grzechu.
Jeśli tedy umarliśmy z Chrystusem, wierzymy, że też z nim żyć będziemy,
Wiedząc, że zmartwychwzbudzony Chrystus już nie umiera, śmierć nad nim już nie panuje.
Umarłszy bowiem, dla grzechu raz na zawsze umarł, a żyjąc, żyje dla Boga.
Podobnie
i wy uważajcie siebie za umarłych dla grzechu, a za żyjących dla Boga.
Niechże więc nie panuje grzech w śmiertelnym ciele waszym, abyście nie
byli posłuszni pożądliwościom jego, w Chrystusie Jezusie, Panu naszym.
O dzisiejszym naszym tekście można powiedzieć, że ma fundamentalne znaczenie dla naszej codziennej chrześcijańskiej egzystencji. Można by pokusić się o stwierdzenie, że jest receptą, wskazówką mówiącą nie tylko jak żyć, by to życie było szczęśliwe, ale i dającym nam do ręki argument pomagający zmagać się z trudami naszej egzystencji.
Każdy z nas zmaga się ze swą skłonnością do grzechu. Zmagamy się nie tylko, dlatego, że tego oczekuje od nas Bóg. Walczymy z grzechem, bo sami na sobie doświadczamy jego skutków. Ileż jest wokół nas cierpienia, przelanych łez, jak wiele razy przychodzi nam doświadczać ludzkiej nienawiści, bezduszności, agresji. Jakże często my sami ranimy i krzywdzimy. Nie tylko czynem, ale i słowem, krytyką, obmową, brakiem zrozumienia. Wszelkie zło na tym świecie jest skutkiem naszego, ludzkiego grzechu.
I rozmyślając o życiu, o jego trudach i znojach przyznać musimy – to nasza zasługa, że żyje nam się tak źle, tak ciężko, my sami stwarzamy sobie taki właśnie świat!
Ale przecież tak nie musiałoby być! Nie taki świat Bóg stworzył! Nie taki był Jego zamysł! Bóg chciał, aby człowiek żył w harmonii, w pokoju, w miłości. Nie tylko z drugim człowiekiem, ale i ze Stwórcą.
A tymczasem ani pokoju, ani miłości, ani harmonii. Tylko trud i znój, ból i łzy. To zadziwiające, że w wielu religiach, nawet tych niechrześcijańskich istnieje tęsknota za rajem, jako miejscem szczęścia, pokoju i harmonii, za rajem, który został gdzieś po drodze przez człowieka zagubiony. Za rajem, o którym czytamy w 1 Mż:
„A spojrzał Bóg na wszystko, co uczynił, a było to bardzo dobre” (1 Mż 1,31).
Każdy człowiek, bez względu na kulturę, bez względu na religię pragnie życia w miłości i pokoju.
Takie życie byłoby możliwe. Dlaczego więc człowiek wybiera zło? Dlaczego zamiast służyć Bogu, wolimy służyć grzechowi? Mimo, że jest to źródłem naszego cierpienia? Cóż za siłę, cóż za magnetyzm nosi w sobie zło, że skłaniamy się ku niemu? Myślę, że historia upadku Adama i Ewy może nam sporo wyjaśnić:
„Być jak Bóg, dorównać Stwórcy!” – to podstawowe pragnienie każdego człowieka. Każdego!
Wielkim uproszczenie byłoby sądzić, że to Adam i Ewa zgrzeszyli w ten sposób, a my biedni musimy ponosić ponurą konsekwencję ich upadku. Opowieść o Adamie i Ewie nie pokazuje faktu historycznego, lecz odzwierciedla prawdę o człowieku, o nas, o mnie i o tobie, Siostro i Bracie.
Każdy z nas chce być jak Bóg, chce być panem własnego życia, chce sam, suwerennie i autonomicznie decydować o sobie. Nie mamy ochoty oddać chwałę Stwórcy. Wolimy oddawać ją sobie!
Taka postawa, tak bliska każdemu z nas, to właśnie jest grzech. Grzech, który zarówno w Starym jak i Nowym Testamencie rozumiany jest jako „chybienie celu”.
Nasze życie można porównać do strzelania z łuku: Chcemy trafić w 10, chcemy życia w szczęściu i miłości, a tymczasem chybiamy, mylimy się, w ogóle nie trafiamy w tarczę. Bo jakże możemy w nią trafić, jeśli stoimy odwróceni do niej plecami!?
Jedynie w Bogu możemy znaleźć upragnione szczęście. Jedynie ten, który sam jest miłością może w nasze życie wnieść miłość, pokój i harmonię! A my odwracamy się od Niego! Chybiamy celu, próbując to szczęście znaleźć w samych sobie. Każdy z nas jest Adamem i Ewą, każdy z nas chybił celu, każdy z nas odwrócił się od Boga, próbując iść swoją własną drogą.
A co na to Bóg? Czy się na nas obraził, pogniewał? Pozostawił nas samych sobie, stał się deus otiosus – Bogiem odpoczywającym, nie zainteresowanym losem swego stworzenia?
Nie! Wręcz przeciwnie! Myśmy od Niego odeszli, więc On przyszedł do nas w osobie Jezusa Chrystusa! Widząc, że idziemy w złym kierunku, że odchodzimy od wyznaczonego celu, pobiegł za nami, by nam towarzyszyć, by nakłonić nas do powrotu!
Dlatego właśnie Jezus przebywał z grzesznikami, z cudzołożnikami, z celnikami, dlatego wzywał do upamiętania i do powrotu. I wiedząc, że jesteśmy w niewoli swego „ja”, w szponach szatana, poniósł na krzyż naszą złą wolę, nasze odstępstwo, naszą chęć by być jak Bóg. Chrystus umarł, a dzięki Bożej łasce razem z Nim umarliśmy i my z naszym grzechem. Dobry Bóg postanowił, że wymaże z pamięci nasz grzech, że zapomni.
I tak się stało! Dzięki Golgocie nasze grzechy dla Boga przestały istnieć!.
„Wymazał obciążający nas list dłużny, który się zwracał przeciwko nam ze swoimi wymaganiami, i usunął go, przybiwszy go do krzyża” (Kol 2,14) pisze Paweł w Liście do Kolosan.
Jezus Chrystus umarł za nas, ale nie pozostał w grobie, wyszedł z niego – zmartwychwstał! Do nowego życia, do nowej egzystencji. I czyniąc to i nas za sobą pociągnął. I myśmy zostali wzbudzeni do nowego życia w społeczności i harmonii z Bogiem. Staliśmy zwróceni do Boga plecami, a Jezus Chrystus na powrót odwrócił nas, wskazując właściwy kierunek.
To wszystko wydarzyło się ponad 2 tyś. lat temu, w Jerozolimie, na Golgocie. Bóg, w osobie Jezusa z Nazaretu wyciągnął rękę do człowieka, do każdego z nas: ciebie i mnie. Ale jest tylko jeden sposób, przez który możemy tę wyciągniętą Bożą dłoń uchwycić: „Kto uwierzy i ochrzczony zostanie, będzie zbawiony, ale kto nie uwierzy, będzie potępiony” (Mr 16,16).
Każdy chrześcijanin może powiedzieć o sobie – jestem ochrzczony, jestem ochrzczona. Ale czy każdy z nas rozumie, co ten fakt tak naprawdę zmienia w naszym życiu? Czym jest chrzest i jakie ma dla mnie znaczenie?
Marcin Luter nauczał, że w chrzcie staje się udziałem człowieka to, co Jezus dokonał na krzyżu: zmazanie winy, zwycięstwo nad grzechem i śmiercią i możliwość nowego życia w wierze.
Ojciec Reformacji podkreślał też wielokrotnie, że chrzest jest dziełem Boga, nie człowieka. To nie człowiek dokonuje chrztu, to Bóg chrzci, to Bóg w chrzcie daje człowiekowi pewien skarb, drogocenny podarunek, prezent, który człowiek może rozpakować jedynie wiarą.
„Bez wiary nie ma z chrztu nijakiego pożytku, mimo, że sam w sobie jest boskim, niezmiernym darem” -powiada Luter.
Jakże często bywa, że ten drogocenny prezent zostaje przez człowieka nierozpakowany przez całe życie!
A jak jest w naszym życiu? Jak jest w Twoim życiu? Czy już ten Boży prezent rozpakowałaś, droga Siostro? Czy już go obejrzałeś, miły Bracie?
A może nadal czeka nierozpakowany, czeka na Twoją wiarę?
Pogrzebani tedy jesteśmy wraz z nim przez chrzest w śmierć abyśmy jak Chrystus wskrzeszony został z martwych przez chwałę Ojca, tak i my nowe życie prowadzili.
W chrzcie umarł nasz stary Adam, nasze grzeszne „ja” i narodziliśmy się na nowo, do nowego życia. Ale ta nowa rzeczywistość jest uchwytna jedynie przez wiarę, nowe życie jest możliwe tylko w wierze.
Uwierz w Pana Jezusa, a będziesz zbawiony, ty i twój dom – odpowiada Paweł i Sylas, na błagalne wołanie więziennego stróża: „Panowie, co mam czynić, abym był zbawiony?”. (Dz 16,31)
Uwierz w Pana Jezusa, uwierz, że jest Twoim Panem i Zbawicielem, twoim Bogiem, który wyciąga do ciebie rękę, który kocha cię ponad wszystko!
Bogiem, który chce iść z tobą krok w krok, który chce towarzyszyć ci nie tylko od święta, nie tylko w niedzielę, ale codziennie, w każdej godzinie, w każdej minucie twojego życia! Uwierz i uchwyć się tej nadziei!
Każdy nasz dzień powinien być powtórzeniem naszego chrztu. Codziennie nasz stary, grzeszny Adam musi w nas umierać dla grzechu, a rodzić się musi nowy człowiek, człowiek wiary. Bo choć, dzięki Chrystusowi, przed Bogiem jesteśmy usprawiedliwieni, nasza skłonność do grzechu pozostała, zmuszeni jesteśmy nadal się z nią zmagać. Ale grzech nie ma już nad nami żadnej władzy! Może nas powalić, ale nie pokonać! (2 Kor 4,9)
Albowiem grzech nad wami panować nie będzie, bo nie jesteście pod zakonem, lecz pod łaską (Rz 6,14) czytamy dalej w rozważanym dziś fragmencie listu do Rzymian.
A w cytowanym już wcześniej liście do Kolosan ap. Paweł pisze:
Umarliście bowiem, a życie wasze jest ukryte wraz z Chrystusem w Bogu;
(…) Umartwiajcie tedy to, co w waszych członkach jest ziemskiego: wszeteczeństwo, nieczystość, namiętność, złą pożądliwość i chciwość, która jest bałwochwalstwem, (…) odrzućcie i wy to wszystko: odrzućcie gniew, zapalczywość, złość, bluźnierstwo i nieprzyzwoite słowa z ust waszych; nie okłamujcie się nawzajem, skoro zewlekliście z siebie starego człowieka wraz z uczynkami jego, a przyoblekli nowego, który się odnawia ustawicznie ku poznaniu na obraz tego, który go stworzył.
Uważajcie siebie za umarłych dla grzechu, a za żyjących dla Boga – proponuje nasz dzisiejszy tekst. To nie jest łatwe, ale jest możliwe, bo jesteśmy ochrzczeni! Ukryci w Jezusie Chrystusie! Nie jesteśmy sami! Ten, który rozpoczął w nas dobre dzieło będzie je też pełnił! (Flp 1,6)
Spróbujmy więc! Dołóżmy wszystkich sił! A wtedy to nasze życie, tu na ziemi nie będzie takie uciążliwe, takie bolesne. Wtedy ziemia przestanie być dla nas przekleństwem, a na nowo stanie się błogosławieństwem, tak jak chciał tego Bóg. Nie chodzi tylko o to, aby żyć nadzieją wieczności, lecz o to, aby tu na ziemi, póki żyjemy, póki mamy czas budować Boże Królestwo.
Bo tu jest nasz dom, który Bóg dał nam na mieszkanie i za który uczynił nas odpowiedzialnymi. Mimo, że przemijamy, że jesteśmy tu tylko na chwilę, póki żyjemy, tu jest nasz dom.
Amen.
Kazanie wygłoszone przez Iwonę Holeksa
w Kamienicy podczas nabożeństwa 18 lipca 2004r.