Tekst kazalny: 1 List św. Pawła do Koryntian 15, 50-58:
A powiadam, bracia, że ciało i krew nie mogą odziedziczyć Królestwa Bożego ani to, co skażone, nie odziedziczy tego, co nieskażone.
Oto tajemnicę wam objawiam: Nie wszyscy zaśniemy, ale wszyscy będziemy przemienieni
W jednej chwili, w oka mgnieniu, na odgłos trąby ostatecznej; bo trąba zabrzmi i umarli wzbudzeni zostaną jako nie skażeni, a my zostaniemy przemienieni.
Albowiem to, co skażone, musi przyoblec się w to, co nieskażone, a to, co śmiertelne, musi przyoblec się w nieśmiertelność.
A gdy to, co skażone, przyoblecze się w to, co nieskażone, i to, co śmiertelne, przyoblecze się w nieśmiertelność, wtedy wypełni się słowo napisane: Pochłonięta jest śmierć w zwycięstwie!
Gdzież jest, o śmierci, zwycięstwo twoje? Gdzież jest, o śmierci, żądło twoje?
A żądłem śmierci jest grzech, a mocą grzechu jest zakon;
Ale Bogu niech będą dzięki, który nam daje zwycięstwo przez Pana naszego, Jezusa Chrystusa.
A tak, bracia moi mili, bądźcie stali, niewzruszeni, zawsze pełni zapału do pracy dla Pana, wiedząc, że trud wasz nie jest daremny w Panu.
Drogi zborze! Średniowieczny mnich i wielki teolog, Anzelm z Canterbury, sformułował niegdyś zdanie, które w dziejach teologii pozostawiło bardzo widoczny ślad. Powiedział on mianowicie, że wiara człowieka powinna być wiarą poszukującą zrozumienia – fides querens intellectum. To twierdzenie było przez wielu późniejszych teologów wciąż na nowo reflektowane, pobudziło ich do dyskusji na temat tego, ile w naszej wierze powinno być rozumu i zrozumienia, a ile uczucia.
Kiedy my dziś, w poniedziałek wielkanocny gromadzimy się na naszym nabożeństwie i próbujemy wspólnie dalej rozważać radosną wieść o Zmartwychwstaniu naszego Zbawiciela, to czujemy, że stwierdzenie tego średniowiecznego mnicha bardzo trudno do tej wieści przystaje. Choćbyśmy bardzo usiłowali rozumowo ogarnąć wielkanocne wydarzenia, to nie jesteśmy ich w stanie do końca wyjaśnić i zrozumieć.
Możemy zapytać, w jaki sposób człowiek może ustosunkować się do radosnego przesłania Wielkiej Nocy? W to przesłanie człowiek może po prostu wierzyć. W radosne przesłanie Wielkiej Nocy człowiek może też po prostu nie wierzyć. To są takie dwie drogi, którymi można pójść. Ale ta alternatywa wierzyć – nie wierzyć, wcale nie jest tak oczywista. Bo choć w wydarzeniu zmartwychwstania jest niewiele miejsca na nasz ludzki rozum, bo choć tutaj bardzo wyraźnie odczuwamy nasze granice oraz możliwości, to jednak możemy też pójść trzecią drogą, drogą pośrednią. Możemy próbować być uważni i czujni, możemy próbować dostrzegać znaki zmartwychwstania w naszej rzeczywistości i w naszym życiu, możemy próbować otworzyć się na to poselstwo, odnaleźć w nim coś dla siebie i dać się przez nie pochwycić. I może wtedy zauważymy, że tę prawdę możemy przede wszystkim odczuć, ale też i mimo wszystko trochę zrozumieć i znaleźć dla niej solidne uzasadnienie.
Fragment Pawłowego Listu do Koryntian, który słyszeliśmy, niewątpliwie też możemy odczytać jako próbę zmierzenia się z tajemnicą zmartwychwstania, jako próbę jej wyjaśnienia i przybliżenia mającemu problemy z jej przyjęciem, albo nawet odrzucającemu ją człowiekowi.
Zadanie Apostoła było trudne samo w sobie, ale jeszcze większych trudności przysparzał mu fakt, że zwracał się on do Greków, do ludzi w szczególny sposób ceniących i miłujących rozum, poszukujących zrozumienia i racjonalnego uzasadnienia istniejącego porządku rzeczy. Nie możemy jednak myśleć, że Paweł wyjaśnia tutaj ten temat do samego końca. Sam bowiem pisze: „Oto objawiam wam tajemnicę”. On również jest świadomy tej nieprzekraczalnej granicy, jaką napotyka człowieczy rozum w usiłowaniu zrozumienia wielkanocnych wydarzeń.
Gdy wczytujemy się dokładniej w Pawłowe słowa, to naszą uwagę zwraca uwagę kilka szczegółów. Przede wszystkim Apostoł w ogóle nie wspomina tutaj o zmartwychwstaniu Chrystusa. Swe rozważania koncentruje na temacie zmartwychwstania wierzących. Swe myśli Paweł kieruje w przyszłość, pisze o tym, co wydarzy się, gdy Zbawiciel przyjdzie ponownie. Naszą uwagę zwraca też fakt, że Apostoł w ogóle w tym fragmencie nie używa słowa „zmartwychwstanie”, albo wyrażenia „wskrzeszenie umarłych”. Wspomina za to o odziedziczeniu Królestwa Bożego, o przyobleczeniu się tego co skażone w to, co nieskażone, o przyobleczeniu się tego, co śmiertelne w to, co nieśmiertelne, o zwycięstwie nad śmiercią i nad grzechem, o zwycięstwie, które jest nam dane przez Jezusa Chrystusa. Apostoł pisze wreszcie o przemianie.
W tym krótkim tekście Paweł niejako łączy ze sobą świat ludzki i świat boski, przekazuje prawdę o radykalnej przemianie tego, co ziemskie, ludzkie, śmiertelne, skażone i przemijające przez to, co boskie, wieczne, święte i wieczne.
I wolno nam sądzić, że Apostoł próbując przybliżyć tajemnicę naszego zmartwychwstania, przypuszczalnie celowo nie użył tego właśnie określenia. Centralną myślą, wokół której krążą rozważania Pawła jest właśnie myśl o przemianie. W zamyśle Apostoła to właśnie wyobrażenie miało najłatwiej oddawać prawdę wielkanocnego poselstwa. A z pewnością łatwiej, aniżeli myśl o zmartwychwstaniu, która jest dla nas nieco abstrakcyjna i trudna do wyobrażenia. To, co oznacza słowo przemiana jest o wiele bliższe naszym doświadczeniom i naszemu życiu. Dzięki takiemu obrazowemu sposobowi wyrażania się ten fragment Pawłowego listu nie stanowi jakiegoś abstrakcyjnego traktatu teologicznego na temat zmartwychwstania, ale staje się radosną, wielkanocną pieśnią nadziei.
Pawłowa pieśń nadziei mówi – jak powiedzieliśmy – o radykalnej przemianie. Odsyła nasze myśli w przyszłość, ale jednocześnie jest silnie zakorzeniona w doświadczeniach naszej teraźniejszości. Bo przecież, jeżeli koniecznie chcemy znaleźć jakieś rzeczowe, naoczne uzasadnienie dla prawdy o zmartwychwstaniu, to nie możemy tego czynić gdzie indziej, jak właśnie w naszych codziennych przeżyciach. To właśnie tutaj, jeśli wyostrzymy nasze oczy, uszy, a przede wszystkim uwrażliwimy serca możemy odnaleźć liczne znaki realności wielkanocnego poselstwa.
A w naszym codziennym, zwykłym życiu doświadczamy wiele różnych przemian. Właściwie każdy dzień upływa pod znakiem jakiejś przemiany. My sami zmieniamy się wraz z upływem lat, nabywamy nowych doświadczeń, uczymy się życia samodzielnego i życia z innymi ludźmi. Zmieniają się, a może raczej dojrzewają i kształtują się nasze charaktery. Znamy przemiany drobne, ale też przemiany bardzo znaczące, radykalne i gwałtowne. Psychologowie nawet próbują określać poziom stresu, jaki wiąże się z określonymi zmianami w naszym życiu. Są takie zmiany, które dzieją się na skutek naszych własnych decyzji oraz działań. Może ktoś z nas planuje zerwać z jakimś nałogiem, może próbuje podjąć próbę zażegnania jakiś konfliktów, czy to w rodzinie czy pośród znajomych, może ktoś planuje założenie rodziny, zmianę miejsca zamieszkania, może poszukuje dla siebie takiego zajęcia, które nadałoby jego życiu głębszy sens. Ale są też w naszym życiu takie zmiany, na które nie mamy żadnego wpływu. Bo nagle dowiadujemy się, że jesteśmy poważnie chorzy, że w dotychczasowym miejscu pracy nie jesteśmy już potrzebni, że odeszła bliska nam osoba, albo że odziedziczyliśmy nieoczekiwanie wielki spadek, czy też może niespodziewanie odnalazł się jakiś nowy członek rodziny, o którego istnieniu wcześniej nie wiedzieliśmy. Takich przykładów różnych przemian, dobrych i złych, jakich doświadczyliśmy z pewnością każdy z nas mógłby podać wiele. Nie wiemy jeszcze, jakie przemiany nas czekają w przyszłości.
Kiedy myślimy o tych różnych przemianach, to może też nasuwa się nam refleksja, że wiele z nich okupionych było wielkim wysiłkiem, że odczuwaliśmy przed nimi lęk, a może wydawały się nawet niemożliwe. Takim przemianom niekiedy może towarzyszyło także zwątpienie, ból i cierpienie. Bo przecież czasem niezwykle trudno wyciągnąć rękę do osoby, z którą jesteśmy w konflikcie. Często bardzo trudno wytrwać w postanowieniu leczenia się z jakiegoś uzależnienia. Niekiedy bardzo trudno pozostać wiernym swemu postanowieniu, że będziemy pracować nad swymi wadami i brakami, że będziemy lepsi dla innych, bardziej wyrozumiali i uczynni.
I wydaje się, że właśnie w takiego rodzaju przemianach paradoksalnie najlepiej i najwyraźniej odzwierciedla się wielkanocne poselstwo. To w nich najwyraźniej można dostrzec ślad cierpienia i śmierci Chrystusa, a potem – co najważniejsze – Jego powstania z martwych. Trudne przemiany, w których ocieramy się o mrok, cierpienie a nawet śmierć, stanowią właściwą drogę do odkrycia radosnej prawdy o zmartwychwstaniu i do odkrycia sensu darowanego przez nie nowego życia. To, co związane z tym światem, co śmiertelne, skażone i przemijające, z czym związane jest cierpienie i ból, musi przeminąć i zostać przemienione, dać nam nowe tchnienie i nowe życie.
Dlatego też ta Pawłowa, wielkanocna pieśń nadziei jest dla nas niezwykle ważna. Nie wolno nam przejść obok niej obojętnie. Gdyż mówi ona o tym, co dla nas, chrześcijan, jest najważniejsze, a jednocześnie dla nas, którzy wciąż pozostajemy i wędrujemy w tym świecie, najtrudniejsze. Mieć nadzieję na przemianę, mieć nadzieję na zmartwychwstanie, pokrzepiać się tą nadzieją i czerpać z niej siły, to jedno z naszych najtrudniejszych zadań i jedna z najtrudniejszych form naszej wiary.
Ale z drugiej
strony patrząc zadajemy pytania: Co właściwie bez tej nadziei byśmy
zrobili? Jak bez niej mielibyśmy żyć? Nadzieja w ogóle jest przecież
podstawową sprawą w życiu człowieka. Życie bez nadziei jest niemożliwe,
z czego często zdajemy sobie sprawę dopiero w sytuacjach kryzysowych,
z których właśnie dzięki nadziei możemy wyjść zwycięsko. Gdy człowiek
traci nadzieję, to zapada się sam w sobie, zamyka się, traci z pola
widzenia jakąkolwiek perspektywę, wreszcie załamuje się, popada
w rozpacz, zniechęcenie aż po próbę samobójstwa. O ile ważniejsza jest
więc nadzieja chrześcijańska, właśnie ta nadzieja na przemianę
i zmartwychwstanie, nadzieja na życie zupełnie inne, nowe i odmienione
w swej istocie. Nadzieja, która nie tylko pozwala nam zdystansować się
do naszej teraźniejszości, ale też kieruje nasz wzrok daleko dalej,
otwierając przed nami perspektywę sięgającą poza śmierć, właśnie poza
to, co śmiertelne i skażone, co nas przytłacza, ogranicza, zamyka
i więzi w problemach i trudnościach naszej doczesności. Dlatego też tę
Pawłową pieśń nadziei pragniemy dziś zabrać ze sobą w naszą codzienność.
Bo ta pieśń nadziei jest również – jak możemy to odczytać ze słów
Apostoła – równocześnie pieśnią naszego zwycięstwa, zwycięstwa, które
Bóg darował nam przez Jezusa Chrystusa. Pieśnią zwycięstwa nad naszym
grzechem, nad śmiercią, nad mrokiem, nad rozpaczą, nad zwątpieniem,
nad tym wszystkim i tymi wszystkimi, którzy naszą nadzieję w jakikolwiek
sposób próbują nam odebrać i z niej ogołocić.
Amen.
dr teol. Dominik Nowak
Kazanie wygłoszone podczas nabożeństwa 9 kwietnia 2007r.