Wielki Tydzień – wielką szansą na zmianę

Tekst kazalny: Księga Izajasza 50,4-9:
Wszechmogący Pan dał mi język ludzi uczonych, abym umiał spracowanemu odpowiedzieć miłym słowem, każdego ranka budzi moje ucho, abym słuchał jak ci, którzy się uczą.
Wszechmogący Pan otworzył moje ucho, a ja się nie sprzeciwiłem ani się nie cofnąłem.
Mój grzbiet nadstawiałem tym, którzy biją, a moje policzki tym, którzy mi wyrywają brodę; mojej twarzy nie zasłaniałem przed obelgami i pluciem.
Lecz Wszechmogący Pan pomaga mi, dlatego nie zostałem zhańbiony, dlatego uczyniłem moją twarz twardą jak krzemień; wiedziałem bowiem, że nie będę zawstydzony.
Bliski jest Ten, który mi przyzna słuszność, więc kto ośmieli się spierać się ze mną? Stańmy razem do rozprawy! Kto chce się ze mną prawować, niech się zbliży do mnie!
Oto Wszechmocny Pan pomaga mi, kto mnie potępi?

Drogi Zborze!

Niedziela Palmowa jest niezwykłą niedzielą, jest takim dziwnym dniem, w którym radość miesza się ze smutkiem; zgiełk i gwar z ciszą i zadumą. Oto jesteśmy świadkami radosnego wydarzenia: wjeżdżający na ośle do  Jerozolimy Jezus witany jest owacjami, radosnym śpiewem, klaskaniem w dłonie! To wprowadza nas w nastrój euforii, lecz niestety na krótko. Świadomi, bowiem jesteśmy faktu, że ten entuzjazm tłumu szybko minie, że raptem za kilka dni ten uwielbiany przez masy Król żydowski stanie się wyszydzanym i pogardzanym złoczyńcą. Czyż, bowiem wśród tych, którzy  w piątek krzyczeli „Ukrzyżuj go!” nie było i takich, którzy kilka dni wcześniej, w niedzielę wołali „Hosanna Synowi Dawidowemu! Błogosławiony, którzy przychodzi w imieniu Pańskim!”? Zapewne byli, Jerozolima nie była przecież wielomilionową metropolią. Lud wyszedł na spotkanie Jezusa, gdyż, jak czytaliśmy od ołtarza w Ewangelii Jana, usłyszał, że On dokonał cudu uzdrowienia Łazarza. A kilka dni później, ten sam lud usłyszał, iż Jezus jest złoczyńcą i swymi okrzykami doprowadził do jego ukrzyżowania. Nasza radość przygasa, pojawia się zaduma, a w sercu zaś rodzi się niepokojąca myśl: Czy to możliwe, aby człowiek był tak podatny na wpływy, tak uległy wobec presji otoczenia, tak niesamodzielny w swym myślenia? Możemy odnieść wrażenie, że ludzka natura jest nie tylko bardzo przewrotna, ale  i infantylna, że człowiek nie potrafi sam wybrać właściwej drogi, ale  posiłkuje się cudzymi sugestiami i opiniami, postępuje tak jak postępują inni, wtapia się w tłum. Czy ten problem dotyczył tylko mieszkańców Jerozolimy? Bardzo wątpliwe! Zaryzykować można stwierdzenie, i bądźmy szczerzy, to ryzyko nie jest wcale takie wielkie, że problem dotyczy i nas osobiście, nas żyjących dzisiaj w Polsce w XXIw.

Przyjrzyjmy się sobie, własnym przyzwyczajeniom. Jak my, ewangelicy przeżywamy Wielki Tydzień? Czas, który wypełniony powinien być refleksją, zadumą i odbywającym się w ciszy własnego serca spotkaniem z Bożym Słowem. Czy mamy na to czas w tym przedwielkanocnym tygodniu? Przecież tak wiele trzeba jeszcze zrobić! Wysprzątać dom, upiec ciasta, zrobić sałatki, umyć samochód. Wszystko po to, by w Niedzielę i Poniedziałek beztrosko biesiadować! Ale czy tak musi być? Czy to jest nasza, ewangelicka tradycja? Dlaczego tak bezkrytycznie ulegamy wpływom tego świata, modzie lansowanej przez media, konsumpcyjnemu stylowi życia?! Bóg nas zaprasza, byśmy w ciszy i skupieniu stanęli pod krzyżem, a my zamieniamy to Boże błogosławieństwo na miskę soczewicy! Wolimy gwar i łoskot hipermarketu niż ciszę kościelnych murów. Właśnie dzisiejszy dzień, Niedziela Palmowa doskonale odzwierciedla ten dysonans: z jednej strony powaga Wielkiego Tygodnia, a z drugiej hałas handlowej niedzieli. Jak wielu spośród tych, których nie ma tu z nami musiało iść dzisiaj do pracy, aby obsłużyć całą rzeszę spragnionych konsumentów! Jakże często nasz kościół świeci pustymi ławkami w Wieczór Pasyjny, wieczór, który jest tylko raz w roku, podczas, gdy do sklepu możemy pojechać codziennie.

Droga Siostro, miły Bracie, co jest z nami nie tak? Dlaczego tak  łatwo ulegamy wpływom? Tak bardzo podatni jesteśmy na modę, nawet jeśli nic dobrego w nasze życie nie wnosi! Gdzieś w tym całym bełkocie tego świata zagubiła się chyba nasza luterańska tożsamość, powoli wtapiamy się w tłum, w tę anonimową, bezkształtną masę! Czy, gdyby ktoś dzisiaj zaczął wołać: „Ukrzyżuj go!” to też, jak mieszkańcy Jerozolimy bezmyślnie zaczęlibyśmy wtórować? Obudźmy się z tego letargu, nie musimy być tacy sami jak wszyscy! Bo tylko martwe ryby płyną z prądem rzeki, zaś te żywe mają dosyć siły, aby płynąć pod prąd, aby oprzeć się miotającym je falom, aby móc wybrać, zdecydować, który kierunek jest dobry i pożyteczny.

Boże Słowo w wyraźny sposób zaprasza nas dzisiaj w kierunku krzyża. Już w ołtarzowym czytaniu apostoł Paweł, wskazując na Chrystusa powiada: „Takiego bądźcie względem siebie usposobienia, jakie było w Chrystusie Jezusie. Który chociaż był w postaci Bożej (…) wyparł się samego siebie, przyjął postać sługi (…) uniżył samego siebie i był posłuszny aż do śmierci” (Flp 2,5-8). Jezus Chrystus zrezygnował ze  swojej boskiej chwały, wyrzekł się tego, do czego miał pełne prawo. Z pana stał się sługą, posłusznym i skromnym sługą, takim jak ten, o  którym czytamy w dzisiejszym tekście kazalnym: „Wszechmogący Pan (…) każdego ranka budzi moje ucho, abym słuchał jak ci, którzy się uczą. Wszechmogący Pan otworzył moje ucho, a ja się nie sprzeciwiłem ani się nie cofnąłem. Mój grzbiet nadstawiałem tym, którzy biją, a moje  policzki tym, którzy mi wyrywają brodę; mojej twarzy nie zasłaniałem przed obelgami i pluciem.” Czy my, którzy mówimy o sobie, że jesteśmy uczniami i naśladowcami Chrystusa mamy ochotę otworzyć swoje uszy i serca na Boży głos, czy jesteśmy gotowi terminować w Bożej szkole? Nadstawić drugi policzek, gdy trzeba? Cierpliwie znosić szyderstwa, obmowę, pogardliwe uwagi kierowane pod naszym adresem? Czy  jesteśmy gotowi, by tak jak Jezus nieść krzyż? Ten nasz codzienny, zwyczajny krzyż? Złośliwą sąsiadkę, bezczelnego szefa, drwiącego z całego świata nastolatka, który nie ustąpi nam miejsca w autobusie, męża, który uporczywie nie odkłada rzeczy na swoje miejsce, żonę, która  zrzędzi i nie pozwala w spokoju obejrzeć meczu? Czasami tak uciążliwi bywamy dla siebie nawzajem, nawet we własnym domu. Czy jesteśmy gotowi, by w pokorze i miłości znosić siebie w swoich słabościach, niedoskonałościach? Bez szemrania, bez czynienia sobie wzajemnie pretensji? „Mój grzbiet nadstawiałem tym, którzy biją, a moje policzki tym, którzy mi wyrywają brodę” – powiada prorok Izajasz. Egzegeci, znawcy Starego Testamentu zgodnie odnoszą ten fragment księgi proroka Izajasza, razem z jego szerszym kontekstem, aż do rozdziału 53, do męki Jezusa Chrystusa. W 53 rozdz. właśnie czytamy: „Znęcano się nad nim, lecz on znosił to w pokorze i nie otworzył swoich ust, jak jagnię na rzeź prowadzone i jak owca przed tymi, którzy ją strzygą, zamilkł i nie otworzył swoich ust” (53,7). Chrystus zrezygnował z samego siebie, pozwolił sobą poniewierać, chociaż był Bogiem, aby za  nas umrzeć na krzyżu. A my, czy potrafimy zrezygnować z tego, co lubimy, do czego mamy pełne prawo, co nam się słusznie należy?

Mamy przecież prawo wymagać, by inni nas szanowali, dobrze traktowali, dobrze o nas mówili. Mamy do tego prawo, ale jeśli czasami nie doświadczamy takiego właśnie traktowania, to czy nie możemy z tego prawa zrezygnować i znieść w pokorze dotykającą nas zniewagę w imię miłości, sąsiedzkiej zgody? Czy nie możemy zamilknąć, chociaż w ten jeden tydzień w roku? Zamilknąć ze swoimi pretensjami, narzekaniem, ze  swymi egoistycznymi pragnieniami? Zamilknąć, by móc usłyszeć w gwarze tego świata, głos Boga, który w te dni w szczególny sposób chce z nami rozmawiać.

Mamy prawo wydawać własne, ciężko zapracowane pieniądze na to, co  chcemy i wtedy, kiedy chcemy, nawet w niedzielę, ale czy musimy? Czy nie możemy z tego prawa zrezygnować, a zyskany w ten sposób czas przeznaczyć na spotkanie z Bożym Słowem? Nie tylko w kościele, ale  i w zaciszu własnego domu, razem ze współmałżonkiem, z dziećmi.

Drodzy, sięgnijmy pamięcią do czasów dawnych, tak pięknie opisywanych przez niektórych autorów, np. przez Jan Kubisza w „Pamiętniku starego nauczyciela”. Do czasów, gdy w ewangelickich domach na najzacniejszym miejscu leżała Biblia i nie tylko leżała, ale była czytana codziennie, wspólnie, w połączeniu z modlitwą i pieśnią. To, co bywa naszym udziałem jedynie w niedzielne poranki, było chlebem powszednim dla naszych dziadów. A dziś, co zajmuje pierwsze miejsce w naszych domach? Czemu poświęcamy najwięcej czasu? Odpowiedzmy sobie. Ile czasu dziennie przeznaczamy np. na oglądanie telewizji, a ile na lekturę Bożego Słowa? I znów powiedzieć możemy, mamy pełne prawo, by robić ze swoim czasem to, co nam się żywnie podoba! I to prawda, mamy takie prawo! Ale czy nie  możemy z tego zrezygnować? Czy nie możemy w pokorze usiąść z rodziną nad Bożym Słowem, nawet, jeśli wolelibyśmy oglądać w tym czasie telewizję? Nawet jeśli nie czujemy specjalnie takiej potrzeby, jeśli wydaje nam się, że możemy obejść się bez tego. Ten, który umarł za nas na krzyżu wcale nie musiał, on chciał oddać za  nas swoje życie, chciał być posłuszny woli Ojca, zrobił to dla nas!

Chrześcijanin czasami jest jak dziecko, które nie chce chodzić do  szkoły, ani siadać w domu nad książkami, bo nie rozumie, że wysiłek, do  którego jest zmuszane jest dla jego własnego dobra, że dla siebie się uczy, dla siebie zdobywa wiedzę, by było mu w życiu łatwiej. Czasami dopiero po wielu latach, często gdy jest już za późno, odkrywamy że  popełniliśmy błąd marnując ten czas, który mógł być przeznaczony na  naukę.

Drodzy, nie marnujmy tego czasu łaski, jaki Bóg przed nami otwiera. Nie trwońmy swojego życia, nie rozmieniajmy się na drobne, bo tylko  jedno się liczy: „Szukajcie najpierw Królestwa Bożego i sprawiedliwości jego, a wszystko inne będzie wam dodane” (Mt 6,33).

Drogi Zborze! Przed nami Wielki Tydzień, kolejny Wielki Tydzień w naszym życiu. Jezus Chrystus jedynie raz umarł za nas i zmartwychwstał, a my, co roku przeżywamy na nowo to wydarzenie. I to  jest potrzebne, bo człowiek wciąż potrzebuje na nowo rozpoczynać. Permanentnie oddalamy się od Boga w naszym doczesnym pielgrzymowaniu, upadamy, zawodzimy, zapieramy się, dlatego też ustawicznie potrzebujemy rozpoczynać na nowo. Kolejny Wielki Tydzień w naszym życiu to nowa szansa na to, by uczynić nowy początek, by spróbować ten czas, może po  raz pierwszy przeżyć inaczej, nie tak jak dotąd. Wszak mamy prawo zrobić ze swoim życiem cokolwiek chcemy, mamy prawo żyć tak, jak mielibyśmy ochotę. „Chrześcijanin jest całkowicie wolnym panem wszystkich rzeczy i nikomu nie jest podległym” – jak powiada ks. dr Marcin Luter. A jednak możemy z tej wolności dobrowolnie zrezygnować, aby stać się, tak jak nasz Mistrz, Jezus „najuleglejszym sługą wszystkich rzeczy i wszystkim podległy”. Pokornym, cichym i posłusznym Sługą poprzez miłość. Poprzez miłość do nas Bóg stał się człowiekiem, wyrzekł się swojej chwały i zawisł na krzyżu. Naśladujmy go w tej miłości! „Takiego bądźcie względem siebie usposobienia, jakie było w Jezusie Chrystusie, który (…) uniżył samego siebie i był posłuszny, aż do śmierci”.

Amen.

Kazanie wygłoszone przez Iwonę Holeksa
w Świętoszówce, w Niedzielę Palmową 09.04.2006r.