Kazanie na 11 Niedzielę po Trójcy Świętej

Tekst kazalny: Ewangelia św. Mateusza 21,28-32:
„A co sądzicie o tym: «Pewien człowiek miał dwóch synów. Zwrócił się do pierwszego: ‘Synu, idź i pracuj dzisiaj w winnicy’.
Ten odpowiedział: ‘Nie chcę’. Ale potem okazał skruchę i poszedł.
Z tym samym poleceniem zwrócił się też do drugiego. Ten zaś odpowiedział: ‘Dobrze, panie’ Ale nie poszedł.
Który z tych dwóch wykonał polecenie ojca? Mówią Mu: ‘Ten pierwszy’. Na to Jezus powiedział: ‘Zapewniam was, że celnicy i nierządnice wchodzą przed wami do Królestwa Boga.
Przyszedł bowiem do was Jan drogą sprawiedliwości, ale jemu nie uwierzyliście, natomiast celnicy i nierządnice uwierzyli mu. Chociaż to widzieliście, nie okazaliście skruchy, aby mu uwierzyć’»”.

Drogi zborze! Nasze życie pełne jest różnego rodzaju kontrastów. W biegu codzienności często po prostu nawet nie zdążamy zauważyć tego, że każdy nasz dzień, a wręcz krótkie chwile budują się właśnie z tych różnych przeciwieństw. Życie i śmierć, radość i smutek, szczęście i nieszczęście, bogactwo i ubóstwo, sytość i głód, światłość i ciemność, spotkania i rozstania, życzliwość i niechęć, spokój i lęk, pojednanie i poróżnienie.

Tych przykładów można by mnożyć. Nieustannie znajdujemy się w ruchu i przemieszczamy się w różne zakątki naszej rzeczywistości. Konfrontowani z różnymi sytuacjami, z różnymi ludźmi, miotani różnymi uczuciami, zmuszeni do podejmowania różnorakich decyzji i zajmowania określonych stanowisk. Trudno w tym wszystkim stanąć i być gdzieś „pomiędzy”. Zawsze, prędzej czy później, musimy się jakoś określić. Nigdy nie możemy pozostać tak rzeczywiście do końca neutralni.

Musimy sobie wciąż na nowo odpowiadać na te najbardziej fundamentalne pytania: Gdzie jestem? Jaka jest moja sytuacja? Co powinienem, co jestem w stanie, albo co muszę zrobić? W ten sposób kształtujemy naszą codzienność, w takim zakresie, w jakim jest to w naszej mocy i w jakim jest to od nas zależne. W ten sposób próbujemy nadać naszej życiowej wędrówce określoną orientację. Dokonujemy różnych wyborów, tych właściwych, ale też niestety często tych niewłaściwych. Względem tego, z czym się spotykamy i czego doświadczamy, względem różnych wydarzeń i oczekiwań do nas zaadresowanych, wypowiadamy swoje „tak” lub swoje „nie”.

„Tak” i „nie” to kolejne przeciwieństwo, które decydująco kreuje naszą codzienność. Te dwa słowa są tak krótkie, że często nawet nie zauważamy, gdy je wypowiadamy. Te dwa krótkie słowa są przez nas niedoceniane. Zapominamy o tym, jak bogatą treść mogą one w sobie zawierać i jak wiele mogą one zdziałać, wiele dobrego, ale też wiele złego.

Niekiedy też sami zupełnie zmieniamy ich znaczenie. Z „tak” czynimy „nie”, a z „nie” czynimy „tak”. I nie chodzi przy tym o aspekt zmiany naszej określonej decyzji czy postanowień, bo do tego, jeśli jesteśmy uczciwi, konsekwentni i odpowiedzialni, mamy przecież prawo. Szanujemy innych ludzi, jeśli zachowują się konsekwentnie. My też jesteśmy szanowani przez innych, jeśli tak postępujemy. Ale chodzi przy tym o to, że sprzeniewierzamy się swoim słowom.

Bywa jednak, że ta zmiana niekoniecznie musi być zła, a niekiedy jest wręcz dobrze widziana. Przecież dobrze jest, jeśli w złej sprawie powiemy najpierw pochopnie „tak”, a potem zmienimy je na „nie”. Źle jest, gdy dzieje się na odwrót. Dobrze też jest, jeśli w dobrej sprawie powiemy najpierw nierozważnie „nie”, a potem zmienimy je na „tak”. Źle jest, gdy postępujemy przeciwnie. Te dwa krótkie słowa zatem, choć bardzo proste, to jednak mogą bardzo skomplikować nasze życie i wpędzić nas w nie lada kłopoty. Każde „tak” i każde „nie” jest więc za każdym razem niezwykle poważną decyzją, która wymaga od nas uwzględnienia często wielu aspektów. Domaga się od nas wielkiej rozwagi i ostrożności, a nade wszystko odpowiedzialności, odpowiedzialności za siebie i za drugiego człowieka.

Przypowieść Pana Jezusa o dwóch synach, którą przekazał nam Ewangelista Mateusz, też mówi – jak słyszeliśmy – o zamianie „tak” na „nie” oraz „nie” na „tak”. Osoba jednego syna ucieleśnia postać człowieka, który wprawdzie mówi „tak”, ale swoim zachowaniem zaprzecza swemu słowu. Osoba drugiego syna z kolei ukazuje człowieka, który wprawdzie mówi „nie”, ale swoim postępowaniem mówi ostatecznie „tak”. Wszystko to dzieje się w obliczu prośby ich ojca, by poszli pracować w winnicy. Nakreślony w tej przypowieści obraz jest bardzo przejrzysty. Znajduje on swe odzwierciedlenie w naszych doświadczeniach z innymi ludźmi, ale przecież również w naszym własnym postępowaniu. Może szczególnie bliski jest każdemu rodzicowi i jego relacjom z dziećmi. Pan Jezus odwołuje się tutaj przecież właśnie do sytuacji z życia rodzinnego.

Przywołana w tej przypowieści myśl o przewrotności i niekonsekwencji człowieka, która zamienia „tak” na „nie” i na odwrót, może być, jak powiedzieliśmy, postrzegana i oceniana różnie. Niekonsekwencja i przewrotność są ze swej natury czymś złym, ale przecież mogą się one okazać paradoksalnie czymś dobrym. Tak też jest w tej przypowieści.

To nieprzypadkowo Pan Jezus mówi w pierwszej kolejności o synu, który na polecenie ojca odpowiedział zdecydowanym „nie” – nie chcę iść pracować do winnicy. Potem jednak, jak mówi Jezus, okazał skruchę oraz poszedł. Wykonał polecenie ojca, spełnił jego oczekiwania. Był niekonsekwentny swemu słowu, ale ostatecznie okazał się posłuszny. Choć zaraz na wstępie rozczarował ojca, to jednak ostatecznie postąpił dobrze.

Moglibyśmy snuć różne przypuszczenia, dlaczego zmienił swą wcześniejszą decyzję. Ale to nie jest tutaj istotne. Najważniejsze jest to, że jego działanie okazało się dobre. Swoje „nie” w dobrej sprawie zamienił na „tak”. Postrzegamy więc tego człowieka pozytywnie. W ten sposób został on zresztą oceniony w przypowieści – jest on tym, który wypełnił wolę swego ojca.

Zgoła inaczej ma się rzecz z drugim synem. Na polecenie ojca odpowiedział posłusznie „dobrze, panie”, ale ostatecznie nie poszedł. Swoje „tak” zamienił w dobrej sprawie na „nie”. Tutaj też moglibyśmy snuć różne domysły i zastanawiać się, dlaczego tak postąpił, ale to też nie jest ważne. Istotne jest to, że choć zobowiązał się spełnić polecenie ojca, to ostatecznie okazał mu nieposłuszeństwo. Jego niekonsekwencja i przewrotność okazały się złe. Obietnica okazała się pustosłowiem.

Takie postępowanie rozczarowuje szczególnie mocno. Żal zrodzony z entuzjastycznego ale gołosłownego „tak” jest o wiele większy, aniżeli żal z powodu zdecydowanego „nie”. Radość z powodu „tak”, które było na początku „nie” jest o wiele większa aniżeli radość zrodzona z początkowego „tak”, które okazało się ostatecznie gołosłowne.

Niespełnione „tak” rodzi w sercu ogromny ból. Bo kiedy pada słowo „tak”, wypowiadane przez nas do drugiego człowieka, albo wypowiadane pod naszym adresem, to dzieje się rzecz niezwykła. To jedno słowo bowiem nie tylko zobowiązuje, ale przede wszystkim rodzi między ludźmi szczególną więź. Gdy wypowiadamy „tak” wobec prośby drugiego człowieka, to wychodzimy mu naprzeciw. Stajemy się niejako częścią jego życia i jego nadzieją. Wypowiadając „tak” wywołujemy w jego sercu radość. Wywołujemy poczucie, że nie jest sam, że ma kogoś, kto jest w jego potrzebach razem z nim. Nasze „tak” sprawia, że poszerza się jego życiowa przestrzeń i życiowe horyzonty, że pojawiają się nowe szanse i realne możliwości spełnienia jego życzeń. W naszym „tak” spotykamy się z drugim człowiekiem w niezwykły sposób. W tym spotkaniu dajemy mu samych siebie. Otwierając się na niego sprawiamy też, że i on otwiera się na nas i że także ofiaruje nam samego siebie. Możemy więc wyobrazić sobie, co dzieje się wtedy, jeśli nasze „tak” okazuje się ostatecznie pustosłowiem.

Postawa tego jednego syna z przypowieści jest więc dla nas wielkim ostrzeżeniem i wezwaniem do odpowiedzialności za  nasze wypowiadane „tak”. Można by ją określić jako grzech przeciwko nadziei.

Z drugiej strony nie możemy również patrzeć na postawę tego drugiego syna jako na idealny wzór do naśladowania. On także rozczarował ojca i też popełnił grzech przeciw nadziei, ale mimo wszystko ostatecznie zrozumiał swój błąd i naprawił go. Przez jego postawę jednakże przebija pozytywna prawda o możliwości naprawy naszej przewrotności, o możliwości naprawienia szkód i krzywd, które wyrządziliśmy drugiemu człowiekowi swoim początkowym i zdecydowanym, ale pochopnym „nie”.

Przesłania rozważanej dziś przypowieści nie możemy jednakże zawężać wyłącznie do płaszczyzny stosunków międzyludzkich. Mówi ona bowiem także o Królestwie Bożym, mówi o nas i o naszej relacji względem Boga. Ten rodzinny obraz ojca i dwóch synów przywołuje wyobrażenie o Bożej rodzinie. O Bogu jako naszym Ojcu i o nas jako Jego dzieciach. Dzisiejszy tekst kazalny stawia nas przed bardzo poważnymi pytaniami: Jakim dzieckiem jestem? Jaki jest mój stosunek do Bożych oczekiwań względem mnie? Czy podejmuję je w sposób odpowiedzialny, czy też bardzo pochopny?

Bóg posyła nas do różnych winnic. Można właściwie powiedzieć, że każdy z nas rodzi się jako robotnik w winnicy. Nasze życie jest jedną, wielką winnicą, w której mamy służyć, o którą mamy się troszczyć i którą mamy pielęgnować. Winnicą jest nasze powołanie, winnicą jest nasza praca, winnicą jest nasza szkoła, winnicą są nasze domy i rodziny, winnicą są ludzie, których Bóg stawia na naszej drodze. I każda ta winnica jest inna, ale tym jednym, co jest wspólne dla nas wszystkich, to odpowiedzialność za nią, odpowiedzialność, którą złożył w nasze ręce Bóg.

Bogu bardzo łatwo odpowiedzieć na Jego wezwanie głośno i entuzjastycznie „tak”. Łatwo się zobowiązać i myśleć oraz mówić o swoim posłuszeństwie. Znacznie trudniej przychodzi nam przełożyć to „tak” na działanie. A przecież gdy mówimy Bogu „tak”, to również rozbudzamy w Nim radość i nadzieję, nadzieję, którą cały czas pokłada On w nas, jako w swoich dzieciach. I Bóg również cierpi i wypełnia Go żal, kiedy Go rozczarowujemy i kiedy popełniamy grzech przeciwko Jego nadziei.

Ale Bóg cierpi także, gdy mówimy Mu zdecydowanie „nie”. On jednak zna nasze serca, wie, jak bardzo przewrotni i krnąbrni potrafimy być. Smuci się z tego, jak bardzo daleko potrafimy od Niego odejść, lecz jednocześnie raduje się, gdy zrozumiemy swój błąd, gdy okażemy skruchę i ostatecznie spełnimy pokładane w nas przez Niego nadzieje. Bóg cieszy się z naszego odpowiedzialnego „tak”, ale też cieszy się, jeśli choć powiemy na początku zdecydowanie „nie”, to ostatecznie zamienimy na „tak”. To dla nas wielka nadzieja, pociecha i siła do dalszego działania. Każde odżałowane nieposłuszeństwo zostaje nam przebaczone.

Amen.

Kazanie wygłoszone przez mgra teol. Dominika Nowaka
podczas nabożeństwa 7 sierpnia 2005r.