Złota konfirmacja

W dniach 18-19 czerwca 2005 obchodziliśmy pamiątkę złotej konfirmacji. Mogliśmy w tych dniach podejmować wielu gości, którzy byli konfirmowani w naszym Kościele w roku 1955 i w latach wcześniejszych. Jubilaci spędzili wspólnie wiele czasu na wspomnieniach, żartach i śpiewach.

Podczas niedzielnego nabożeństwa złoci konfirmanci przystąpili wspólnie do Stołu Pańskiego.

Dni kościoła Ewangelickiego w Niemczech – Hannover 2005

W dniach 25 – 29 maja 2005 w Niemieckim mieście Hannover odbyły się „30 Dni Kościoła Ewangelickiego”. W rejonie Hannoveru znajduje się największe w Niemczech skupisko ewangelików liczące 3,7 miliona wiernych (w całych Niemczech jest 27,8 miliona ewangelików).

Na „Dni Kościoła Ewangelickiego” wybrała się około 300-osobowa delegacja z Polski, wśród niej młodzieżowa grupa reprezentująca Parafię Ewangelicką ze Starego Bielska.

W środę o godzinie 14.00 odbyło się oficjalne powitanie delegacji międzynarodowych pochodzących z różnych stron świata. Byli tam ewangelicy z Ameryki Południowej, Afryki, Azji i wielu krajów Europy. Późnym popołudniem odbyło się inauguracyjne nabożeństwo na placu przed operą, w którym udział wzięło około 370.000 osób, przybyło wielu oficjalnych gości, miedzy innymi Kanclerz Niemiec. Nie wszyscy jednak pomieścili się na tym placu, dlatego też oficjalne nabożeństwa odbywały się również w dwóch innych miejscach.

Przez wszystkie dni działały w całym mieście i na targach różne sceny, miejsca spotkań, na targach znajdowały się również punkty informacyjne dotyczące różnych kościołów i organizacji. Było tam także stoisko prezentujące Kościół Ewangelicki w Polsce.

Grupa nasza oprócz uczestniczenia w imprezach związanych z dniami kościoła również zwiedzała miasto i poznawała jego historię.

Ostatniego dnia pobytu zostaliśmy zaproszeni do parafii w Langenhagen na festyn związany z dniami kościoła. Oprócz oglądania i słuchania występów mogliśmy uczestniczyć wraz z miejscową młodzieżą w przygotowanych imprezach sportowych.

„Dni Kościoła Ewangelickiego” w Niemczech odbywają się raz na dwa lata. Następne takie spotkanie ma się odbyć w 2007 roku w Köln.

Erwin Stojak

Kłopotliwe poselstwo

Tekst kazalny: Księga Izajasza 6,1-13:
W roku śmierci króla Uzjasza widziałem Pana siedzącego na tronie wysokim i wyniosłym, a kraj jego szaty wypełniał świątynię.
Jego orszak stanowiły serafy, z których każdy miał po sześć skrzydeł, dwoma zakrywał swoją twarz, dwoma zakrywał swoje nogi i na dwóch latał.
I wołał jeden do drugiego: Święty, Święty, Święty jest Pan Zastępów! Pełna jest wszystka ziemia chwały jego.
I zatrzęsły się progi w posadach od tego potężnego głosu, a przybytek napełnił się dymem.
I rzekłem: Biada mi! Zginąłem, bo jestem człowiekiem nieczystych warg i mieszkam pośród ludu nieczystych warg, gdyż moje oczy widziały Króla, Pana Zastępów.
Wtedy przyleciał do mnie jeden z serafów, mając w ręku rozżarzony węgielek, który szczypcami wziął z ołtarza,
I dotknął moich ust, i rzekł: Oto dotknęło to twoich warg i usunięta jest twoja wina, a twój grzech odpuszczony.
Potem usłyszałem głos Pana, który rzekł: Kogo poślę? I kto tam pójdzie? Tedy odpowiedziałem: Oto jestem, poślij mnie!
A On rzekł: Idź i mów do tego ludu: Słuchajcie bacznie, lecz nie rozumiejcie, i patrzcie uważnie, lecz nie poznawajcie!
Znieczul serce tego ludu i dotknij jego uszy głuchotą, a jego oczy ślepotą, aby nie widział swoimi oczyma i nie słyszał swoimi uszyma, i nie rozumiał swoim sercem, żeby się nie nawrócił i nie ozdrowiał!
I rzekłem: Dopókiż, Panie? A On odpowiedział: Dopóki nie opustoszeją miasta i nie będą bez mieszkańców, domy bez ludzi, a kraj nie stanie się pustynią.
Pan uprowadzi ludzi daleko, i w kraju będzie wielkie spustoszenie.
A choćby została w nim jeszcze dziesiąta część, ta ponownie będzie zniszczona jak dąb lub jak terebint, z którego przy ścięciu został tylko pień. Pędem świętym jest jego pień.

Niedziela Trójcy Świętej, jest dniem szczególnym, podsumowującym trzy wielkie wydarzenia zbawcze: Boże Narodzenie, Śmierć i Zmartwychwstanie Jezusa Chrystusa oraz Zesłanie Ducha Świętego.

W każdym z tych wydarzeń Bóg objawił się człowiekowi w sposób szczególny. Rodząc się jako człowiek – Jezusa z Nazaretu – transcendentny, święty i wszechpotężny Bóg stał się naszym bratem, bliźnim, jednym z nas. Heroldem dobrej wieści, radosnej nowiny, wyrażonej przez ewangelistę Jana w słowach:
„Tak Bóg umiłował świat, że syna swego, jednorodzonego dał, aby każdy, kto weń wierzy nie zginął, ale miał żywot wieczny.”(J3, 16).

A więc Bóg stał się dla nas Chrystusem, Mesjaszem, Zbawicielem, poniósł na krzyż nasze winy, wymazał obciążający nas list dłużny, ulitował się nad człowiekiem, a tym samym objawił swe miłujące, ojcowskie oblicze. Ale nie tylko. Objawił też swój sąd nad ludzkim grzechem. Bóg odwracając się od Chrystusa wiszącego na krzyżu zamanifestował, że nie chce mieć nic wspólnego ze złem. Krzyż Golgoty pokazał, że Bóg potępia grzech, ale kocha grzesznika. I to jest dobra wieść, ewangelia przekazywana z ust do ust już od niemal dwóch tysięcy lat. Radosna nowina, mając swe dopełnienie w Wielkanocny poranek, i ostatni akord pięćdziesiąt dni później, w Dzień Zesłania Ducha Świętego. Dobry Bóg zdecydowanie opowiedział się po stronie człowieka! To, co do tamtej chwili fragmentarycznie tylko przekazywał przez usta proroków stało się faktem w Jerozolimie, ale dzieje się i dziś na naszych oczach. Bóg, który stworzył świat, stał się też jego Zbawicielem i odnowicielem. Ostatni akord wciąż brzmi! Skażonego grzechem człowieka Bóg, przez Ducha Świętego stwarza od nowa, przez  chrzest. W chrzcie zostaliśmy zanurzeni w śmierci i zmartwychwstaniu Chrystusa. Umarliśmy dla grzechu, aby żyć dla Boga. To dokonało się dla nas bez naszej zasługi, a nawet woli i wiedzy. Gdy byliśmy jeszcze niczego nieświadomymi niemowlętami Bóg zaproponował nam pojednanie, wyciągnął ku nam swoją rękę, by nas poprowadzić.

Dlatego właśnie dzisiejsza niedziela jest dniem wyjątkowym. Bo dziś w szczególny sposób chcemy podkreślić fakt, że święty, niezbadany, wszechobecny, wszechmocny i doskonały Bóg – tak diametralnie inny niż grzeszny, słaby i przemijający człowiek – oddaje się nam do dyspozycji, zniża się ku nam, proponując nowe życie, życie w bliskiej przyjaźni.

Jednak przeznaczony do dzisiejszego rozważania fragment 6 rozdziału księgi proroka Izajasza może nas wprawić w pewne zakłopotanie. I to  z dwóch powodów.

Po pierwsze, oto Wszechmocny Bóg objawia się Izajaszowi w wizji pełnej niesamowitych zjawisk. Widzimy Boga – Króla siedzącego na tronie wysokim i wyniosłym, otoczonego orszakiem dziwnych, fantastycznych, skrzydlatych istot, wołających jeden do drugiego:
Święty, Święty, Święty jest Pan Zastępów! Pełna jest wszystka ziemia chwały jego.
Drżą posady świątyni, cały przybytek napełnia się dymem.

Trzeba przyznać, że wizja ta, przypomina raczej fantastyczne sceny z powieści Sapkowskiego, niż wyobrażenia, jakie o Bogu ma współczesny człowiek, żyjący w świecie demokracji, komputerów, w dobie wielkich naukowych osiągnięć.

Jeżeli barwność i fantastyka wizji wywołują w nas mieszane uczucia, to pamiętać musimy, że autorzy Starego Testamentu przemawiali językiem swojej epoki. Prorok Izajasz żył w czasach monarchii i dla jemu współczesnych uosobieniem Boga był król. Dla ludzi z czasów Izajasza świat pełen był aniołów i demonów. Dlatego Bóg objawił się jako największy i najpotężniejszy król, otoczony gromadą usługujących Mu, skrzydlatych serefów. Trzykrotne powtórzenie: Święty, Święty, Święty tak specyficzne dla języka hebrajskiego oznaczało, że Pan Zastępów jest najświętszy, ponad Nim nie ma nikogo. Nie dziwi nas, więc, postawa Izajasza, który woła, przerażony:
Biada mi! Zginąłem, bo jestem człowiekiem nieczystych warg i mieszkam pośród ludu nieczystych warg, gdyż moje oczy widziały Króla, Pana Zastępów.

Dla nas dzisiaj mniej istotne są plastyczne szczegóły wizji, ale raczej odczucia samego proroka. Izajasza był przerażony tym, co widział: W spotkaniu ze Świętym, Wszechmocnym Bogiem zobaczył swój grzech, swe odstępstwo od Pana. Dopiero w porównaniu z Bożym majestatem człowiek widzi, jakim jest naprawdę. Dopiero ten, który jest święty i bez grzechu daje nam właściwy punkt odniesienia. Tak samo działo się, gdy ludzie spotykali się z Jezusem:
„Odejdź ode mnie, Panie, bom jest człowiek grzeszny”(Łk 5, 8) – wołał Piotr, po cudownym połowie ryb.

Dziś my też możemy przejrzeć się w Bożym Słowie niczym w zwierciadle. Ono nas obnaża, bezlitośnie pozbawia złudzeń. Wystarczy choćby przyrównać swą postawę do jednego tylko zalecenia:”Miłuj bliźniego swego jak siebie samego”.(Mt 19, 19)
Umiemy miłować tak jak Chrystus? Bylibyśmy gotowi oddać życie za drugiego człowieka?

Dopóki porównujemy się do innych ludzi nasze sumienia są raczej spokojne. Przecież nie kradnę, nie morduję, nie jestem takim wielkim grzesznikiem. Z naszą samooceną jest tak jak w pewnej historii o gospodyni, która uprała swoje pranie. Bardzo się napracowała, ale efekt był wyjątkowy. Z dumą patrzyła, jak jej lśniąco biała pościel suszyła się w blasku wiosennego słońca. Ale, nagle nastąpił zwrot pogody, na niebie pojawiły się chmury i niespodziewanie zaczął padać śnieg. Po kilku chwilach okrył cały ogród. Kiedy po chwili znów wyszło słońce, śnieg zalśnił swoją bielą i w tej prawdziwej bieli ta uprana pościel wyglądała po prostu szaro.

Tak też wygląda człowiek, jeśli porówna siebie ze świętym, doskonałym Bogiem.

Ale wizja Izajasza niesie z sobą też dobrą nowinę: Izajasz nie umarł, choć oglądał Boga, jego winy zostały mu darowane, usunięte. To wydarzenie, to jakby zapowiedź tego, co będzie miało miejsce kiedyś, gdy staniemy przed Bogiem, twarzą w twarz. Dzięki łasce okazanej nam w Chrystusie będziemy mogli śmiało spoglądać na Boże oblicze, bo nasze grzechy będą nam odpuszczone.

Czytając dalej kolejne wersety 6 rozdziału, dowiadujemy się, że Bóg powołuje Izajasza na proroka i wysyła go z pewnym poselstwem. I znów, po raz drugi, może jeszcze bardziej niż poprzednio, stajemy wobec tekstu trochę zakłopotani. Czytając werset 10 musimy stwierdzić, że jest on mocno niechrześcijański. Ba, nawet przeczy temu, co wiemy o Bogu: że kocha człowieka i na różne sposoby szuka drogi do ludzkiego serca.
Bóg nakazuje Izajaszowi:
Znieczul serce tego ludu i dotknij jego uszy głuchotą, a jego oczy ślepotą, aby nie widział swoimi oczyma i nie słyszał swoimi uszyma, i nie rozumiał swoim sercem, żeby się nie nawrócił i nie ozdrowiał!
Cóż to za dziwne poselstwo?! Bóg nie chce, aby człowiek się nawrócił i ozdrowiał? Nie chce jego zbawienia? Zamiast tego zapowiada spustoszenie, niewolę? Jak to możliwe? Czy to jest ten sam Bóg, który mówił do ludu:
„Ty jesteś świętym ludem Pana, Boga twego. Ciebie wybrał Pan, Bóg twój, spośród wszystkich ludów na ziemi, abyś był jego wyłączną własnością.
Nie dlatego, że jesteście liczniejsi niż wszystkie inne ludy, przylgnął Pan do was i was wybrał, (…) Lecz w miłości swej ku wam (…).”(5Mż 6,7-8).

A jednak, to ten sam Bóg! Słowa Izajasza wypełniły się na narodzie izraelskim w szczególny, smutny sposób. Przyszedł Mesjasz, długo oczekiwany Zbawiciel, a oni go nie rozpoznali. Słuchali Jego słów, ale ich nie rozumieli, widzieli Jego cuda, znaki, ale mimo to ich oczy pozostały ślepe. Bóg sam przyszedł do nich, a oni zobaczyli w Nim wichrzyciela, skandalistę, przyjaciela ludzie o nieciekawej reputacji. Jak to możliwe? Grzesznicy, nędzarze padali przed Nim na kolana wyznając swoje grzechy, a dla bogobojnych uczonych w Piśmie był bluźniercą i zbrodniarzem. Bóg znieczulił serce swego ludu, uczynił ich ślepymi i głuchymi. I nie bez przyczyny! Wystarczy spojrzeć na karty Starego Testamentu!
„Gdy Izrael był młody, pokochałem go i z Egiptu powołałem mojego syna.
Im częściej odzywałem się do nich, tym dalej oni odchodzili ode mnie; składali ofiary Baalom i kadzili bałwanom. A przecież to Ja sam uczyłem Efraima chodzić, brałem ich na swoje ramiona, lecz oni nie wiedzieli, że to Ja ich leczyłem” (Oz 11,1-3) – woła Bóg, przez usta proroka Ozeasza.
Izrael wzgardził Dobrym Bogiem, oddawał cześć niemym bałwanom, nie miał czasu dla swego Stwórcy. Dlatego Bóg, z goryczą pyta, przez proroka Izajasza:
„Cóż jeszcze należało uczynić mojej winnicy, czego ja jej nie uczyniłem? Dlaczego oczekiwałem, że wyda szlachetne grona, a ona wydała złe owoce?”(Iz 5,4)
Naród wybrany wzgardził swoim Bogiem, dlatego ten odwrócił się od niego, znieczuli ich serca i zamknął oczy i uszy, aby patrząc nie widzieli, a słuchając nie słyszeli.
Bóg, który jest Święty nie pozwala sobą gardzić! Długo jest cierpliwy, wielokrotnie daje człowiekowi szansę powrotu, ale jeśli ten z uporem Nim gardzi i Boża cierpliwość może mieć swoje granicy.

Droga Siostro, miły Bracie! To jest ten sam Bóg! To ta sama Ewangelia! Ewangelia o Bogu, który kocha nas ponad wszystko, ale też nie pozwala się lekceważyć!

W jednej ze swoich książek ks. dr Alfred Jagucki przytacza taką historię z własnego, duszpasterskiego doświadczenia:
Otóż pewnego wieczoru wrócił zmęczony do domu i tam czekał na niego pewien człowiek, który nalegał, by ksiądz poszedł do jego domu udzielić Komunii chorej żonie. Mimo zmęczenia i późnej pory duchowny przystał na prośbę swego parafianina. Było blisko, poszli piechotą. Ponieważ duchowny nie umiał sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz widział w kościele mężczyznę czy jego żonę, zapytał wprost, dlaczego zaniedbują te cotygodniowe spotkania z Bożym Słowem? W odpowiedzi usłyszał mnóstwo wymówek typu: dużo pracy, zmęczenie, zabieganie, szybkie tempo życia. Ze smutkiem odparł tylko: Wy nie chcieliście!
Kiedy weszli do pokoju chorej ksiądz zdziwiony zobaczył, że kobieta siedzi na łóżku, rozmawia i wygląda zupełnie dobrze. Przystąpił jednak do odprawienia Sakramentu. Kiedy wszystko przygotował i podał numer pieśni, która miała być odśpiewana, kobieta nagłym ruchem upadła na łóżko i w tym momencie zmarła. Wszyscy obecni byli do głębi wstrząśnięci, najbardziej zaś ksiądz. Skomentował to później w taki sposób:
„Wszystko było gotowe! Ale Bóg jakby chciał powiedzieć: Lecz nie dla tych, którzy mną gardzą”.

Bóg jest Święty i nie pozwala naśmiewać się z siebie! Proroctwo Izajasza przestrzega nas przed bagatelizowaniem sprawy swego zbawienia. Zostaliśmy ochrzczeni, a tym samym wszczepieni w Chrystusa, narodzeni na nowo z wody i z Ducha, jak powiada Jezus w rozmowie z Nikodemem w czytanym od ołtarza tekście. Ale ten chrzest nie działa ex opere operato, przez samo tylko jego wykonanie! Bóg w chrzcie dał nam tylko pewien podarunek: zaczątek, jakby propozycję zbawienia. I jeśli tego daru nie przyjmiemy wiarą nie będzie miał żadnego znaczenia fakt, że zostaliśmy ochrzczeni. „Kto uwierzy i ochrzczony zostanie będzie zbawiony, ale kto nie uwierzy, będzie potępiony.” (Mr 16,16).
Taka jest prawdziwa Ewangelia, Dobra Nowina:
Bóg nas kocha, przebacza i proponuje pojednanie, pokój i przyjaźń, ale nie zmusza nas do tego, nie narzuca się, obdarzył nas wolnością, abyśmy sami mogli wybrać, komu chcemy służyć. Powiada do każdego z nas:
„Położyłem dziś przed tobą życie i śmierć, błogosławieństwo i przekleństwo. Wybierz, przeto życie, abyś żył.” (5 Mż 30, 19).

Amen.

Kazanie wygłoszone przez Iwonę Holeksa
w Świętoszówce podczas nabożeństwa 22 maja 2005r.

Konfirmacja

22 maja 2005 w naszym kościele odbyła się uroczystość konfirmacji. Swoje ślubowanie złożyło pięcioro młodych parafian. Zapraszamy do zakładki konfirmanci, gdzie znajduje się ich lista.

Zielone Świątki

Drugi dzień Świąt Zesłania Ducha Świętego uczciliśmy w szczególny sposób. Podczas nabożeństwa mogliśmy wysłuchać pierwszego oficjalnego występu naszego parafialnego zespołu młodzieżowego, a następnie występów zespołu Cantate oraz chóru parafialnego.

Po nabożeństwie, tradycyjnie już, spotkaliśmy się w ogrodzie obok kościoła na wspólnym spożywaniu… jajecznicy. W ten oto sposób, w miłym towarzystwie, po wysłuchaniu sporej dawki dobrej muzyki mogliśmy spędzić ten świąteczny wieczór.

Egzamin konfirmantów

W niedzielę, 15 maja 2005 po nabożeństwie odbył się egzamin konfirmacyjny. Jak mogliśmy się przekonać, wszyscy, którzy za tydzień zamierzają złożyć ślubowanie konfirmacyjne są do tego doskonale przygotowani.

Wyprawa konfirmantów na Babią Górę

W sobotę, 7 maja 2005 grupa tegorocznych konfirmantów wraz z ks. proboszczem w ramach „odstresowania” przed egzaminem i uroczystością konfirmacji udała się na wycieczkę górską. Celem wyprawy było zdobycie szczytu Babiej Góry, co o tej porze roku wcale nie jest takie proste, jak się wydaje…

Wprowadzenie w urząd proboszcza parafii w Szolnok na Węgrzech

W niedzielę, 17 kwietnia 2005 roku, delegacja parafii E-A ze Starego Bielska (Andrzej Cendrowski, Aneta oraz Erwin Stojak) udała się do Szolnok na Węgrzech, miasta partnerskiego Bielska-Białej, by uczestniczyć w uroczystości instalacji Petera Benjamina Györi na stanowisko proboszcza tamtejszej parafii Ewangelickiej. Miasteczko jest niewielkie, liczy ok. 18 tys. mieszkańców. Jeszcze mniejsza jest tam społeczność ewangelicka licząca około 200 osób, posiadająca swój malutki lecz charakterystyczny kościółek, który swoim wyglądem przypomina kościół w Wittemberdze. Polacy są tam mile przyjmowani, bo jak powiedział po polsku Biskup Kościoła Ewangelickiego na Węgrzech „Polak, Węgier dwa bratanki…”;, tyle też było polskich słów w całej uroczystości.

Koncert zespołu młodzieżowego i dziecięcego z Ustronia

Niedzielne nabożeństwo 17 kwietnia (Niedziela Jubilate) było szczególnie wesołą i rozśpiewaną uroczystością. Gościliśmy bowiem zespół młodzieżowy i dziecięcy z Ustronia. Koncert gości składał się z dwóch cześci: pierwsza po liturgii, natomiast druga po kazaniu. Również po nabożeństwie mieliśmy sposobność do wspólnych rozmów podczas spotkania przy kawie i herbacie (nie zabrakło oczywiście pysznych wypieków naszych parafianek).

Kazanie na Poniedziałek Wielkanocny

Tekst kazalny: Ew. św. Łukasza 24,36-45:
A gdy to mówili, On sam stanął wśród nich i rzekł im: Pokój wam!
Wtedy zatrwożyli się i pełni lęku mniemali, że widzą ducha.
Lecz On rzekł im: Czemu jesteście zatrwożeni i czemu wątpliwości budzą się w waszych sercach?
Spójrzcie na ręce moje i nogi moje, że to Ja jestem. Dotknijcie mnie i popatrzcie: Wszak duch nie ma ciała ani kości, jak widzicie, że Ja mam.
A gdy to powiedział, pokazał im ręce i nogi.
Lecz gdy oni jeszcze nie wierzyli z radości i dziwili się, rzekł im: Macie tu co do jedzenia?
A oni podali mu kawałek ryby pieczonej i plaster miodu.
A On wziął i jadł przy nich.
Potem rzekł do nich: To są moje słowa, które mówiłem do was, będąc jeszcze z wami, że się musi spełnić wszystko, co jest napisane o mnie w zakonie Mojżesza i u proroków, i w Psalmach.
Wtedy otworzył im umysły, aby mogli zrozumieć Pisma.

Drogi zborze! Zaraz na wstępie Ewangelii Łukasza, z której pochodzi dzisiejszy tekst kazalny, znajdujemy takie słowa: Wielu podjęło się już opisania wydarzeń, które dokonały się wśród nas, zgodnie z tym, jak je przekazali ci, którzy od początku byli naocznymi świadkami i sługami Słowa. Uznałem też i ja za właściwe, najczcigodniejszy Teofilu, wszystko dokładnie zbadać i po kolei wiernie ci opisać, abyś nabrał przekonania, że to, czego cię nauczono, jest prawdziwe.

Mówiąc zwięźle, w tych słowach św. Łukasz ukazuje sposób i cel napisania swej Ewangelii. Kieruje ją do Teofila. Sam Teofil najprawdopodobniej był rzeczywiście postacią historyczną, ale jego imię można odczytać też symbolicznie – może oznaczać ono każdego, kto miłuje Boga. Łukasz dedykuje swą Ewangelię każdemu człowiekowi kochającemu Boga, lecz też każdemu człowiekowi, który Boga dopiero pokocha, a także każdemu człowiekowi, który z jakichś powodów Boga kochać przestał. Jego Ewangelia mówi o Bogu i zbawieniu, lecz mówi o tym właśnie do człowieka.

I ten ludzki aspekt dzieła Łukasza dochodzi do głosu zwłaszcza w tych słowach: abyś nabrał przekonania, że to, czego cię nauczono, jest prawdziwe. To takie bardzo ludzkie, proste i prawdziwe słowa. My przecież także potrzebujemy być przekonywani, potrzebujemy nabierać pewności, potrzebujemy rozwiewania naszych wątpliwości i potrzebujemy odpowiedzi na nurtujące nas pytania.

I prawda ta dotyczy nie tylko wielu zwykłych spraw naszego codziennego życia, ale zapewne przede wszystkim naszej wiary. Potrzebujemy przecież utwierdzania w naszej wierze, w naszym zaufaniu Bożej mocy i Bożej wierności, potrzebujemy zapewnień, że w to, co wierzymy i na co żywimy nadzieję, rzeczywiście jest prawdziwe i ma sens.

Wiara jest nieustannym zmaganiem się z naszą niepewnością, z naszymi mniejszymi czy większymi wątpliwościami, z naszymi lękami i z naszą niewiarą. I w tym zmaganiu się potrzebujemy wsparcia. Nie tylko  ze strony drugiego człowieka, choć również, lecz przede wszystkim ze strony Boga. Dlatego się modlimy i nieraz rozpaczliwie wołamy: wierzę Panie, ale pomóż memu niedowiarstwu i ucz mnie wierzyć, dlatego sięgamy do Biblii, dlatego szukamy miejsc i możliwości, gdzie możemy doświadczyć Bożej obecności oraz bliskości.

Wiara jest nieocenionym darem od Boga, ale jest też bardzo ludzka i bywa okaleczana tymi wszystkimi słabościami, które w nas tkwią. Łączy ona w sobie to, co boskie i to, co ludzkie. To, co tajemnicze i trudne do zrozumienia, i to, co ograniczone i niezdolne do przeniknięcia Bożych tajemnic. Ale właśnie dlatego, że ta wiara ma być właśnie naszą, ludzką wiarą i że Bóg oczekuje od nas tej wiary, to świadomy naszych słabości, wychodzi nam w niej naprzeciw. Pragnie pokonać w nas to, co nas w jakikolwiek sposób od Niego oddziela. Pokazać, że wiara nie jest czymś, co stoi ponad naszymi ograniczonymi możliwościami.

Święta Wielkiej Nocy są czasem, który przypomina nam o tej jednej z fundamentalnych prawd, w które przychodzi nam wierzyć, a więc  w zmartwychwstanie Jezusa Chrystusa będące zapowiedzią naszego zmartwychwstania. W Jego nieodwołalne zwycięstwo nad śmiercią, które jest jednocześnie naszym zwycięstwem.

W tym momencie nasza wiara i właśnie ten jej ludzki wymiar napotykają wyjątkowe trudności. Tutaj szczególnie mocno potrzebujemy wsparcia, gdyż to, co boskie, zdecydowanie wykracza tutaj ponad to, co ludzkie. Ale przecież w istocie rzeczy to wszystko wydarzyło się dla nikogo innego, jak właśnie dla nas. W święta zmartwychwstania Pańskiego przypominamy sobie to i pragniemy Bogu dziękować oraz wielbić Go za to, co On uczynił właśnie dla nas. W centrum wydarzeń wielkanocnych stoi niewątpliwie Bóg i Jego działanie, ale istotne miejsce zajmuje w nich także człowiek. I właśnie dlatego, choć z pewnością nie zrozumiemy tych cudownych wydarzeń, to jednak w naszych możliwościach leży to, aby w nie rzeczywiście głęboko uwierzyć.

Jak bardzo zależy Bogu na naszej wierze w zmartwychwstanie, jak bardzo zależy Mu na tym, aby rozwiać nasze wątpliwości w tej mierze oraz pokazać, że ta wspaniała prawda jest bliska naszemu życiu, o wiele bliższa, aniżeli nam się to nieraz wydaje, pokazuje dzisiejszy tekst kazalny.

Mówi on o spotkaniu zmartwychwstałego Chrystusa z Jego uczniami. Opis Łukasza ukazuje nam najpierw uczniów. Przebywają oni w Jerozolimie. Rozmawiają na temat wieści o rzekomym zmartwychwstaniu swego Mistrza, o którym dowiedzieli się najpierw od kobiet, które zastały pusty grób, a potem od dwóch uczniów, którzy spotkali Jezusa w drodze do Emaus. W czasie ich rozmowy pojawia się wśród nich Jezus. Wita ich zwyczajowym semickim pozdrowieniem: pokój wam! Ich pierwsza reakcja jest bardzo ludzka – przerazili się sądząc, że widzą ducha. Ale Jezus wychodzi naprzeciw ich zagubieniu. Pyta ich, dlaczego się boją, dlaczego wątpią. Potem mówi: zobaczcie, tu są moje rany na rękach i stopach, dotknijcie mnie, zobaczcie, że mam ciało i kości. Prosi ich również, co najbardziej zaskakuje, o jedzenie, aby mógł się posilić. Nastrój uczniów się zmienia, ich przerażenie przeradza się w radość i zdumienie. Na sam koniec wreszcie Jezus jeszcze raz przypomina uczniom prawdę, którą wskazywał im niejednokrotnie wcześniej, a mianowicie, że to wszystko, co wydarzyło się w Jego, a tym samym także w ich życiu, zostało zapowiedziane w Prawie Mojżesza, w Psalmach i u proroków.

Jak słyszeliśmy, cała ta relacja nie zawiera w sobie żadnych cudownych elementów, a wręcz przeciwnie, choć przecież opisuje właśnie cudowne i niesamowite wydarzenie, coś, w co trudno uwierzyć, to jednak czyni to w bardzo zwykły, właśnie ludzki sposób. Moglibyśmy nawet powiedzieć, że spotkanie Zmartwychwstałego z uczniami nie zasługuje na to, aby je opisać w taki właśnie zwyczajny i prosty sposób. Ale jest ono opisane tak celowo, aby pokazać, że prawda o powstaniu Jezusa z martwych nie wykracza i nie chce wykraczać poza codzienne, zwykłe życie człowieka. Nie chce ona oddalić człowieka od Boga, nie chce przerazić i przytłoczyć go swoją mocą, cudownością, świętością i niemożnością zrozumienia Jego działania, ale właśnie, poprzez wszystkie możliwe trudności, wątpliwości i obawy, jak najbliżej go  do Niego doprowadzić.

Wielkanocna opowieść Łukasza ukazuje nam więc z jednej strony uczniów, zwykłych ludzi, przepełnionych mieszanymi uczuciami, które zrodziły w nich przejmujące wydarzenia ostatnich dni. Ludzi miotających się pomiędzy bardzo żywym w ich umysłach wspomnieniem śmierci Jezusa, która pogrzebała ich nadzieję, a tymi całkowicie innymi wieściami o Jego powstaniu z martwych, które usłyszeli od innych. Nie  wiedzą jeszcze, czy dać im wiarę. Nie potrafią jeszcze uwierzyć, że ich Mistrz rzeczywiście żyje. I dopiero pojawienie się Jezusa wszystko zmienia. Choć najpierw rodzi strach ostatecznie wiedzie ich od zwątpienia do wiary, od smutku i lęku do radości. Aby przejść tę drogę od niewiary do wiary, od zawiedzionej nadziei do jej odrodzenia, potrzebowali wsparcia Jezusa, Jego zapewnień i Jego przekonywania, że to wszystko jest prawdą.

Jesteśmy tak bardzo podobni uczniom. Czytamy i słyszymy o zmartwychwstaniu, mówimy o tym wydarzeniu i – tak jak uczniowie – rozmawiamy na jego temat. Tak o zmartwychwstaniu Jezusa, jak i o naszym własnym. W te dni myślimy o tym szczególnie. Ale my również jesteśmy nieraz przepełnieni mieszanymi uczuciami. Miotamy się pomiędzy naszą wiarą w zmartwychwstanie, a lękiem przed śmiercią. Miotamy się pomiędzy poselstwem o ostatecznym zwycięstwie Zbawiciela nad śmiercią, a pomiędzy niejednokrotnie wręcz paraliżującą nas świadomością naszego przemijania. Czasem, w obliczu tego, co niesie nam ze sobą i pokazuje nam nasza codzienność, sami już nie wiemy, w co wierzyć bardziej – czy w śmierć, czy też może w zwycięstwo nad nią.

I w tej naszej nieraz bezradnej szamotaninie potrzebujemy właśnie pomocy Boga, potrzebujemy spotkania ze zmartwychwstałym Jezusem. Potrzebujemy tego przekonania i przeprowadzenia od naszych wątpliwości, może niekiedy od zupełnej niewiary, do nadziei i ufności. I możemy pozazdrościć uczniom tego spotkania ze Zmartwychwstałym. Nam też byłoby wtedy łatwiej uwierzyć, nabrać przekonania i ufności…

Bóg jednak wie, że potrzebujemy Jego pomocy. Zna nasze serca. Dlatego wielkanocna opowieść Łukasza pokazuje nam z drugiej strony Jezusa. Jezusa, który nie gani uczniów za ich strach i wątpliwości, który  nie gani za to człowieka i nie odwraca się od niego, ale nadal zabiega o to, by uwierzył i wierzył. Tak bardzo zależy Mu na człowieku i Jego wierze w zmartwychwstanie, że przychodzi do niego właśnie jako człowiek. Jezus ma ciało i kości. My też czasem mówimy o kimś, że jest człowiekiem z krwi i kości. Te dwa określenia są niemalże identyczne.

Jezus pozwala i każe się dotknąć – nie tylko dlatego, żeby uczniowie namacalnie poczuli, że On rzeczywiście żyje, ale także po to, by okazać im swą bliskość. Jezus jest głodny i prosi o jedzenie – to zwyczajna ludzka prośba. Wreszcie spokojnie tłumaczy, że tak wszystko miało być, że to wszystko jest prawdą, że zostało to zapowiedziane i zaplanowane przez Boga.

Czy możemy wyobrazić sobie wspanialszego Boga? Czy możemy wyobrazić sobie, aby chciał i mógł On przekonać o zmartwychwstaniu swego Syna, lepiej i bardziej, aniżeli opisuje to Ewangelia Łukasza? Czy Bóg może nas zachęcić do wiary w to wydarzenie z jeszcze większą cierpliwością i wyrozumiałością dla naszych słabości? Z pewnością nie. Komentatorzy tego fragmentu Łukaszowej Ewangelii zgodnie stwierdzają, że Łukasz chciał w tej relacji podkreślić fakt cielesnego zmartwychwstania Jezusa. Ale chodzi tutaj nie tylko o to, lecz również, a może nawet przede wszystkim właśnie o Boga, który poszukuje człowieka, który  wychodzi mu naprzeciw, który pragnie wlać w jego serce pewność zmartwychwstania i zwycięstwa nad śmiercią i który bardzo oczekuje od niego wiary w poselstwo pustego grobu. Otwórzmy więc nasze serca na tę ludzką prostotę, a zarazem na tę przebijającą przez nią wspaniałość wielkanocnej opowieści Łukasza.

Amen.

Kazanie wygłoszone przez mgra teol. Dominika Nowaka
podczas nabożeństwa 28 marca 2005r.