Relacja z wycieczki do Ustronia Morskiego w dniach od 23 do 30.08.2004. (więcej serio niż żartem)

Wyjechaliśmy tradycyjnie z pod Parafii w Starym Bielsku. Zebraliśmy się wieczorem, zapakowaliśmy się do autobusu, pokrzepiliśmy się Słowem Bożym i zaopatrzeni w Błogosławieństwo p. Bożenki wyruszyliśmy w nocną podróż, aby trudy podróży nad bałtyckie morze przedrzemać w autokarze. Na miejsce dotarliśmy o godzinie 8:00, przed śniadaniem.

Zakwaterowaliśmy się w prywatnych pokojach w pensjonacie, natomiast zaprowiantowani byliśmy w budynku obok, w prywatnej stołówce. Mieszkaliśmy w małym przysiółku Ustronia Morskiego zwanym Wieniatowo w prywatnym pensjonacie, którego właścicielką była p. Maria Zielińska (małżonka burmistrza Ustronia Morskiego), oddzieleni od morza pasmem wydm i niewielkim lasem, z dala od hałasu ulicy czy gwaru pseudowczasowiczów wypoczywających przez robienie zakupów itp.

Aby dojść do plaży trzeba było wykonać 10 – cio minutowy spacerek, co jedni chwalili, a inni narzekali. Pogoda nam sprzyjała i zaraz po śniadaniu pierwszego dnia poszliśmy na plażę, przywitać się z morzem.

W drodze powrotnej z plaży można było się posilić lub jak to inni nazywali skosztować świeżo upieczonej rybki, a że wybór był dość duży degustować było trzeba codziennie.

Od samego początku było wesoło:

Janusz miał dość oryginalny strój, (mówił, że pomylił się i zabrał torbę żony) niewielu było takich co mu w to stwierdzenie uwierzyło. Słońce świeciło ale wiał dość silny wietrzyk, woda była zimna. Nie przeszkadzało to naszej młodzieży się wykąpać, a potem zgrzytać zębami i wygrzewać się w ręcznikach.

Nazajutrz pojechaliśmy na wycieczkę do pobliskiego Kołobrzegu. Przed południem zwiedzaliśmy Muzeum Wojska Polskiego, katedrę i nowo odrestaurowaną starówkę. Po południu podjechaliśmy do portu. Wybraliśmy się na wyprawę morską statkiem „Wiking”.

Nie brakowało atrakcji: fala była dość wysoka, więc dość mocno huśtało, kilka przymiarek sprzętu wikingów.

Po przybiciu do brzegu, udaliśmy się deptakiem nadmorskim w kierunku mola. To był czas wolny, który to niektóre panie bardzo lubią zwłaszcza gdy jest tyle straganów z tandetą (tzw. pamiątkami) jak wokół mola w Kołobrzegu. W późnych godzinach popołudniowych wróciliśmy do miejsca zakwaterowania. We czwartek mieliśmy dzień wolny czyli plażowanie i spacery po miejscowej plaży. Po południu zrobiliśmy sobie w niewielkiej świetlicy krótką próbę, a za to, że właścicielce się podobało poczęstowała nas świeżo upieczonym ciastem z jabłkami.

W piątek wyruszyliśmy wcześnie rano na wycieczkę na wyspę Wolin. Po drodze zatrzymaliśmy się w Kamieniu Pomorskim aby posłuchać muzyki organowej w miejscowej Katedrze. Na wyspie Wolin zatrzymaliśmy się w Międzyzdrojach, gdzie jedni poszli zobaczyć nowo wybudowane molo, a inni proamerykańską „aleję gwiazd”.

Następnie udaliśmy się do rezerwatu żubrów i na klif wysoki (oryginalne miejsce widokowe).

W drodze powrotnej zatrzymaliśmy się w Trzęsaczu, gdzie obejrzeliśmy ostatnią już ścianę kościółka, która jeszcze nie runęła do morza z wysokiego klifu. Następnie podjechaliśmy do miejscowości Niechorze, gdzie zwiedziliśmy piękną latarnię morską i ciekawe falochrony. Z Niechorza udaliśmy się do miejsca zakwaterowania na zasłużoną obiadokolację.

Sobota była dniem wolnym od wyjazdów. Wybraliśmy się wieczorem do restauracji, w której można było pośpiewać. Pojechaliśmy „Ciuchcią” zwiedzając całe Ustronie Morskie, zanim się zciemniło wszyscy poszliśmy na plażę na zachód słońca (pożegnać się z morzem).

Było nam wszystkim bardzo wesoło gdy okazało się, że śpiewanie bez tzw. linii melodycznej nie jest wcale takie łatwe. Zabawa była wyśmienita.

W niedzielę musieliśmy wcześnie wstać i wyruszyć w powrotną drogę do domu. Po drodze zatrzymaliśmy się w Koszalinie na nabożeństwie w starym zabytkowym kościółku im. Św Gertrudy. Po nabożeństwie zostaliśmy bardzo ciepło i wesoło przyjęci w salce parafialnej przez miejscowego proboszcza (jeszcze kawalera) ks. Janusza Staszczaka, który bardzo mile wspominał naszą p. katechetkę prosząc o jej pozdrowienie.

Po zjedzeniu wraz z księdzem obfitego obiadu w m. Karlino (to Karlino, gdzie był pożar szybu naftowego) zrobiliśmy sobie przed restauracją pamiątkowe zdjęcie i udaliśmy się w drogę powrotną. Dojechaliśmy szczęśliwie późnym wieczorem. Wszystkim się bardzo podobało, więc już pytano gdzie i kiedy pojedziemy za rok.

Opracował: Prezes Chóru – Jan Śliwka

Młodzież w Lasowicach

W dniach od 1 do 7 sierpnia 2004. młodzież ze Starego Bielska pojechała do Dzięgielowa, gdzie w Centrum Misji i Ewangelizacji uczestniczyła w szkoleniu w ramach akcji „Filip”. Szkoleniu przewodniczył diakon Paweł Gumpert. Młodzież uczęszczała na wykłady biblijne, uczyła się metod ewangelizacji. Z zainteresowaniem nabywała też wiedzy dotyczącej teatru ulicznego i lalkowego.

W sobotę 7 sierpnia młodzi starobielszczanie przyjechali do Lasowic, gdzie mogli sprawdzić swoje umiejętności pracując z dziećmi. Dzieci uważnie słuchały tego, co młodzież miała im do przekazania o Jezusie. Podczas pracy ewangelizacyjnej oczywiście nie zabrakło dobrej muzyki i gry na gitarze. Dużym powodzeniem cieszyły się przedstawienia z wykorzystaniem muppetów.

Każdego dnia do Lasowickiego Domu Tolerancji i Kultury (gdzie odbywały się zajęcia) przyjeżdżał proboszcz miejscowej parafii ks. Ryszard Pieron (przywoził m. in. smaczne czekolady). Lasowiccy parafianie są bardzo aktywni w życiu publicznym, i np. organizują różne koncerty. Było to także widoczne, kiedy pomagali w organizacji transportu dla dzieci.

Młodzież ze Starego Bielska bardzo miło wspomina zarówno pobyt w CME w Dzięgielowie jak i pobyt w Lasowicach. Podziękowania należą się również rodzicom, którzy pomogli w przewozie młodzieży.

Bożena Zamarska, katechetka

Młodzież przed Lasowickim Centrum Tolerancji i Kultury
Zajęcia plastyczne z dziećmi

Jestem ochrzczony.

Tekst kazalny: List św. Pawła do Rzymian 6,3-12:
Czy nie wiecie, że my wszyscy, ochrzczeni w Chrystusa Jezusa, w śmierć jego zostaliśmy ochrzczeni?
Pogrzebani tedy jesteśmy wraz z nim przez chrzest w śmierć, abyśmy jak Chrystus wskrzeszony został z martwych przez chwałę Ojca, tak i my nowe życie prowadzili.
Bo jeśli wrośliśmy w podobieństwo jego śmierci, wrośniemy również w podobieństwo jego zmartwychwstania,
Wiedząc to, że nasz stary człowiek został wespół z nim ukrzyżowany, aby grzeszne ciało zostało unicestwione, byśmy już nadal nie służyli grzechowi;
Kto bowiem umarł, uwolniony jest od grzechu.
Jeśli tedy umarliśmy z Chrystusem, wierzymy, że też z nim żyć będziemy,
Wiedząc, że zmartwychwzbudzony Chrystus już nie umiera, śmierć nad nim już nie panuje.
Umarłszy bowiem, dla grzechu raz na zawsze umarł, a żyjąc, żyje dla Boga.
Podobnie i wy uważajcie siebie za umarłych dla grzechu, a za żyjących dla Boga. Niechże więc nie panuje grzech w śmiertelnym ciele waszym, abyście nie  byli posłuszni pożądliwościom jego, w Chrystusie Jezusie, Panu naszym.

O dzisiejszym naszym tekście można powiedzieć, że ma fundamentalne znaczenie dla naszej codziennej chrześcijańskiej egzystencji. Można by  pokusić się o stwierdzenie, że jest receptą, wskazówką mówiącą nie tylko jak żyć, by to życie było szczęśliwe, ale i dającym nam do ręki argument pomagający zmagać się z trudami naszej egzystencji.

Każdy z nas zmaga się ze swą skłonnością do grzechu. Zmagamy się nie tylko, dlatego, że tego oczekuje od nas Bóg. Walczymy z grzechem, bo sami na sobie doświadczamy jego skutków. Ileż jest wokół nas cierpienia, przelanych łez, jak wiele razy przychodzi nam doświadczać ludzkiej nienawiści, bezduszności, agresji. Jakże często my sami ranimy i krzywdzimy. Nie tylko czynem, ale i słowem, krytyką, obmową, brakiem zrozumienia. Wszelkie zło na tym świecie jest skutkiem naszego, ludzkiego grzechu.
I rozmyślając o życiu, o jego trudach i znojach przyznać musimy – to nasza zasługa, że żyje nam się tak źle, tak ciężko, my sami stwarzamy sobie taki właśnie świat!
Ale przecież tak nie musiałoby być! Nie taki świat Bóg stworzył! Nie taki był Jego zamysł! Bóg chciał, aby człowiek żył w harmonii, w pokoju, w miłości. Nie tylko z drugim człowiekiem, ale i ze Stwórcą.
A tymczasem ani pokoju, ani miłości, ani harmonii. Tylko trud i znój, ból i łzy. To zadziwiające, że w wielu religiach, nawet tych niechrześcijańskich istnieje tęsknota za rajem, jako miejscem szczęścia, pokoju i harmonii, za rajem, który został gdzieś po drodze przez człowieka zagubiony. Za rajem, o którym czytamy w 1 Mż:
„A spojrzał Bóg na wszystko, co uczynił, a było to bardzo dobre” (1 Mż 1,31).

Każdy człowiek, bez względu na kulturę, bez względu na religię pragnie życia w miłości i pokoju.
Takie życie byłoby możliwe. Dlaczego więc człowiek wybiera zło? Dlaczego zamiast służyć Bogu, wolimy służyć grzechowi? Mimo, że jest to źródłem naszego cierpienia? Cóż za siłę, cóż za magnetyzm nosi w sobie zło, że skłaniamy się ku niemu? Myślę, że historia upadku Adama i Ewy może nam sporo wyjaśnić:
„Być jak Bóg, dorównać Stwórcy!” – to podstawowe pragnienie każdego człowieka. Każdego!

Wielkim uproszczenie byłoby sądzić, że to Adam i Ewa zgrzeszyli w ten sposób, a my biedni musimy ponosić ponurą konsekwencję ich upadku. Opowieść o Adamie i Ewie nie pokazuje faktu historycznego, lecz odzwierciedla prawdę o człowieku, o nas, o mnie i o tobie, Siostro i Bracie.
Każdy z nas chce być jak Bóg, chce być panem własnego życia, chce sam, suwerennie i autonomicznie decydować o sobie. Nie mamy ochoty oddać chwałę Stwórcy. Wolimy oddawać ją sobie!
Taka postawa, tak bliska każdemu z nas, to właśnie jest grzech. Grzech, który zarówno w Starym jak i Nowym Testamencie rozumiany jest jako „chybienie celu”.
Nasze życie można porównać do strzelania z łuku: Chcemy trafić w 10, chcemy życia w szczęściu i miłości, a tymczasem chybiamy, mylimy się, w ogóle nie trafiamy w tarczę. Bo jakże możemy w nią trafić, jeśli stoimy odwróceni do niej plecami!?

Jedynie w Bogu możemy znaleźć upragnione szczęście. Jedynie ten, który sam jest miłością może w nasze życie wnieść miłość, pokój i harmonię! A my odwracamy się od Niego! Chybiamy celu, próbując to  szczęście znaleźć w samych sobie. Każdy z nas jest Adamem i Ewą, każdy z nas chybił celu, każdy z nas odwrócił się od Boga, próbując iść swoją własną drogą.

A co na to Bóg? Czy się na nas obraził, pogniewał? Pozostawił nas samych sobie, stał się deus otiosus – Bogiem odpoczywającym, nie zainteresowanym losem swego stworzenia?
Nie! Wręcz przeciwnie! Myśmy od Niego odeszli, więc On przyszedł do nas w osobie Jezusa Chrystusa! Widząc, że idziemy w złym kierunku, że odchodzimy od wyznaczonego celu, pobiegł za nami, by nam towarzyszyć, by nakłonić nas do powrotu!

Dlatego właśnie Jezus przebywał z grzesznikami, z cudzołożnikami, z celnikami, dlatego wzywał do upamiętania i do powrotu. I wiedząc, że jesteśmy w niewoli swego „ja”, w szponach szatana, poniósł na krzyż naszą złą wolę, nasze odstępstwo, naszą chęć by być jak Bóg. Chrystus umarł, a dzięki Bożej łasce razem z Nim umarliśmy i my z naszym grzechem. Dobry Bóg postanowił, że wymaże z pamięci nasz grzech, że zapomni.

I tak się stało! Dzięki Golgocie nasze grzechy dla Boga przestały istnieć!.
„Wymazał obciążający nas list dłużny, który się zwracał przeciwko nam ze swoimi wymaganiami, i usunął go, przybiwszy go do krzyża” (Kol 2,14) pisze Paweł w Liście do Kolosan.

Jezus Chrystus umarł za nas, ale nie pozostał w grobie, wyszedł z niego – zmartwychwstał! Do nowego życia, do nowej egzystencji. I czyniąc to i nas za sobą pociągnął. I myśmy zostali wzbudzeni do nowego życia w społeczności i harmonii z Bogiem. Staliśmy zwróceni do Boga plecami, a Jezus Chrystus na powrót odwrócił nas, wskazując właściwy kierunek.

To wszystko wydarzyło się ponad 2 tyś. lat temu, w Jerozolimie, na Golgocie. Bóg, w osobie Jezusa z Nazaretu wyciągnął rękę do człowieka, do każdego z nas: ciebie i mnie. Ale jest tylko jeden sposób, przez który możemy tę wyciągniętą Bożą dłoń uchwycić: „Kto uwierzy i ochrzczony zostanie, będzie zbawiony, ale kto nie uwierzy, będzie potępiony” (Mr 16,16).

Każdy chrześcijanin może powiedzieć o sobie – jestem ochrzczony, jestem ochrzczona. Ale czy każdy z nas rozumie, co ten fakt tak naprawdę zmienia w naszym życiu? Czym jest chrzest i jakie ma dla mnie znaczenie?

Marcin Luter nauczał, że w chrzcie staje się udziałem człowieka to, co Jezus dokonał na krzyżu: zmazanie winy, zwycięstwo nad grzechem i śmiercią i możliwość nowego życia w wierze.
Ojciec Reformacji podkreślał też wielokrotnie, że chrzest jest dziełem Boga, nie człowieka. To nie człowiek dokonuje chrztu, to Bóg chrzci, to Bóg w chrzcie daje człowiekowi pewien skarb, drogocenny podarunek, prezent, który człowiek może rozpakować jedynie wiarą.
„Bez wiary nie ma z chrztu nijakiego pożytku, mimo, że sam w sobie jest boskim, niezmiernym darem” -powiada Luter.
Jakże często bywa, że ten drogocenny prezent zostaje przez człowieka nierozpakowany przez całe życie!

A jak jest w naszym życiu? Jak jest w Twoim życiu? Czy już ten Boży prezent rozpakowałaś, droga Siostro? Czy już go obejrzałeś, miły Bracie?
A może nadal czeka nierozpakowany, czeka na Twoją wiarę?
Pogrzebani tedy jesteśmy wraz z nim przez chrzest w śmierć abyśmy jak Chrystus wskrzeszony został z martwych przez chwałę Ojca, tak i my nowe życie prowadzili.

W chrzcie umarł nasz stary Adam, nasze grzeszne „ja” i narodziliśmy się na nowo, do nowego życia. Ale ta nowa rzeczywistość jest uchwytna jedynie przez wiarę, nowe życie jest możliwe tylko w wierze.
Uwierz w Pana Jezusa, a będziesz zbawiony, ty i twój dom – odpowiada Paweł i Sylas, na błagalne wołanie więziennego stróża: „Panowie, co mam czynić, abym był zbawiony?”. (Dz 16,31)

Uwierz w Pana Jezusa, uwierz, że jest Twoim Panem i Zbawicielem, twoim Bogiem, który wyciąga do ciebie rękę, który kocha cię ponad wszystko!
Bogiem, który chce iść z tobą krok w krok, który chce towarzyszyć ci nie tylko od święta, nie tylko w niedzielę, ale codziennie, w każdej godzinie, w każdej minucie twojego życia!
Uwierz i uchwyć się tej nadziei!

Każdy nasz dzień powinien być powtórzeniem naszego chrztu. Codziennie nasz stary, grzeszny Adam musi w nas umierać dla grzechu, a rodzić się musi nowy człowiek, człowiek wiary. Bo choć, dzięki Chrystusowi, przed Bogiem jesteśmy usprawiedliwieni, nasza skłonność do grzechu pozostała, zmuszeni jesteśmy nadal się z nią zmagać. Ale grzech nie ma już nad nami żadnej władzy! Może nas powalić, ale nie pokonać! (2 Kor 4,9)
Albowiem grzech nad wami panować nie będzie, bo nie jesteście pod zakonem, lecz pod łaską (Rz 6,14) czytamy dalej w rozważanym dziś fragmencie listu do Rzymian.

A w cytowanym już wcześniej liście do Kolosan ap. Paweł pisze:
Umarliście bowiem, a życie wasze jest ukryte wraz z Chrystusem w Bogu;
(…) Umartwiajcie tedy to, co w waszych członkach jest ziemskiego: wszeteczeństwo, nieczystość, namiętność, złą pożądliwość i chciwość, która jest bałwochwalstwem, (…) odrzućcie i wy to wszystko: odrzućcie gniew, zapalczywość, złość, bluźnierstwo i nieprzyzwoite słowa z ust waszych; nie okłamujcie się nawzajem, skoro zewlekliście z siebie starego człowieka wraz z uczynkami jego, a przyoblekli nowego, który się odnawia ustawicznie ku poznaniu na obraz tego, który go stworzył.
Uważajcie siebie za umarłych dla grzechu, a za żyjących dla Boga – proponuje nasz dzisiejszy tekst. To nie jest łatwe, ale jest możliwe, bo jesteśmy ochrzczeni! Ukryci w Jezusie Chrystusie! Nie jesteśmy sami! Ten, który rozpoczął w nas dobre dzieło będzie je też pełnił! (Flp 1,6)
Spróbujmy więc! Dołóżmy wszystkich sił! A wtedy to nasze życie, tu na ziemi nie będzie takie uciążliwe, takie bolesne. Wtedy ziemia przestanie być dla nas przekleństwem, a na nowo stanie się błogosławieństwem, tak jak chciał tego Bóg. Nie chodzi tylko o to, aby żyć nadzieją wieczności, lecz o to, aby tu na ziemi, póki żyjemy, póki mamy czas budować Boże Królestwo.
Bo tu jest nasz dom, który Bóg dał nam na mieszkanie i za który uczynił nas odpowiedzialnymi. Mimo, że przemijamy, że jesteśmy tu tylko na chwilę, póki żyjemy, tu jest nasz dom.

Amen.

Kazanie wygłoszone przez Iwonę Holeksa
w Kamienicy podczas nabożeństwa 18 lipca 2004r.

Pamiątka Założenia i Poświęcenia Kościoła w Starym Bielsku

Pamiątkę Założenia i Poświęcenia Kościoła obchodziliśmy w naszej parafii w niedzielę, 20 czerwca. Świąteczne kazanie wygłosił ks. Leszek Czyż z Wisły-Malinki. Oprawę muzyczną nabożeństwa zapewniła Orkiestra Diecezjalna. Podczas nabożeństwa mogliśmy wysłuchać również kilku pieśni ewangelizacyjnych w wykonaniu ks. Leszka, rodziny Mertz z USA (której korzenie wywodzą się z Kamienicy) oraz Zespołu Dziecięco-Młodzieżowego z naszej parafii.

Podczas nabożeństwa zaprezentowany został nowy krzyż ołtarzowy.
Po nabożeństwie goście i parafianie licznie (mimo nienajlepszej pogody uczestniczyli w pikniku, który odbył się w ogrodzie obok kościoła.

Konfirmacja

Dnia 23 maja w naszej parafii odbyła się uroczystość Konfirmacji. Po raz pierwszy do Sakramentu Ołtarza przystąpiło dziesięcioro konfirmantów (w tym siedem dziewcząt oraz trzech chłopców). Uroczystość prowadzili ks. dr Piotr Szarek (proboszcz) oraz ks. bp Jan Szarek. Błogosławieństwa konfirmantom wraz z rodzicami, rodzicami chrzestnymi i ks. proboszczem udzielił ks. bp Jan Szarek. Zapraszamy do zakładki konfirmanci, gdzie znajduje się lista konfirmantów.

Praca garncarza obrazem działania Boga

Tekst kazalny: Księga Jeremiasza 18,1-6

Wyobraźmy sobie przez chwilę, że znajdujemy się w domu garncarza. Co robi garncarz? Bierze w swoje ręce glinę. Przygląda się jej i sprawdza, czy nie znajdują się w niej większe grudki, które należy usunąć lub skruszyć. Potem zaczyna ją ugniatać aby stała się plastyczna. Skruszona, oczyszczona, urobiona poddaje się pracy rąk garncarza.

A garncarz? Wprawia w ruch koło garncarskie. Jego stopy wykonują szybkie, koliste ruchy, a ręce formują zamierzony kształt naczynia.

Podczas jego pracy może też zdarzyć się, że utworzone naczynie nie uzyska zamierzonego kształtu i dlatego zaczyna swoją pracę na nowo. Ponownie więc ugniata glinę …

Fragment 18-go rozdziału Księgi Jeremiasza zatytułowany jest „Praca garncarza obrazem działania Boga”.

Prorok Jeremiasz usłyszał słowa Pana Boga: „Czy nie mogę postąpić z wami domu Izraela jak garncarz? (…) Oto jak glina w ręku garncarza, tak wy jesteście w moim ręku…”. I my jesteśmy jak glina w rękach niepowtarzalnego garncarza, który nie tylko nadaje nam zewnętrzny kształt, ale także wypełnia Świętym Duchem. Napisał o tym apostoł Paweł: „Mamy zaś ten skarb w naczyniach glinianych, aby się okazało, że moc która wszystko przewyższa jest z Boga, a nie z nas” (2 Kor 4.7).

Nad naszym duchowym kształtem pracuje Bóg-Stwórca-Garncarz. To On musi nieraz nas skruszyć tak, jak garncarz glinę. On kruszy to, co w nas złe, co oddala nas od Niego. Czasami czyni to delikatnie, ale bywa, że i mocno zgniata, abyśmy poddali się Jego działaniu, ulegli Jego woli. On chce uczynić z nas użyteczne naczynia, naczynia napełnione wiarą, posłuszeństwem wobec Niego, chęcią służby dla bliźniego.

Bóg kształtuje nas przez całe życie, bo stale potrzebujemy, aby nas – Jego naczynia, Boże dzieci, doskonalił i upiększał, wygładzał to, co chropowate, grzeszne. I zdarza się, że nieraz buntujemy się i zadajemy Mu pytanie pełne żalu: „Dlaczego Boże? Dlaczego postępujesz ze mną w ten, a nie w inny sposób?”.

Jesteśmy gliną w rękach Boga-garncarza, która posiada i ciało, i duszę, która umie i chce podejmować decyzje, dokonywać wyborów.

Zasmucamy Boga, jeśli spieramy się z Nim. Inny prorok, Izajasz gani ludzką przewrotność i pychę: „O jak przewrotni jesteście! Tak jak gdyby można garncarza stawiać na równi z gliną! Jak gdyby dzieło mogło mówić o swoim stwórcy: Nie on mnie stworzył, a garnek mówił o garncarzu: On nic nie umie!” (Iz 29.16).

Ulegając Bogu czynimy Go Twórcą naszego życia i chcemy powtarzać również za prorokiem Izajaszem: „Lecz teraz, Panie, Ty jesteś naszym Ojcem, my jesteśmy gliną, a Ty naszym Stwórcą i wszyscyśmy dziełem twoich rąk!” (Iz 64.8).

I o tym także chce nam powiedzieć rozważany fragment z księgi proroka Jeremiasza: „Oto jak glina w ręku garncarza, tak wy jesteście w moim ręku…” (Jer 18.6b)

Oddając się Jego, Bożemu kształtowaniu możemy pełni ufności wołać każdego dnia: „Ty jesteś Garncarzem, ja jestem gliną, ulep mnie tak, jak tylko chcesz. Spraw bym mógł Ci służyć i sławę Ci nieść.”

Bożena Zamarska, katechetka