Kazanie na 4 Niedzielę Adwentu (gwiazdka dla dzieci)

Tekst kazalny: 2 Kor 1, 18-20:
Jak wierny jest Bóg, tak słowo nasze do was nie jest równocześnie „Tak” i „Nie”.
Albowiem Syn Boży Chrystus Jezus, którego wam zwiastowaliśmy, ja i Sylwan, i Tymoteusz, nie był równocześnie „Tak” i „Nie”, lecz w nim było tylko „Tak”.
Bo obietnice Boże, ile ich było, w nim znalazły swoje „Tak”; dlatego też przez niego mówimy „Amen” ku chwale Bożej.

Umiłowane Siostry i Bracia w Chrystusie!

Dzisiejsze adwentowe nabożeństwo jest inne niż te, które są już za nami, gdyż połączone jest z Gwiazdką Szkółki Niedzielnej. Dzisiaj, wyjątkowo są z nami dzieci, które co tydzień przychodzą tutaj na to miejsce, na Szkółkę Niedzielną. Towarzyszy nam więc radosna atmosfera, która doskonale współgra z hasłem dzisiejszej niedzieli i całego tygodnia:
Radujcie się w Panu zawsze; powtarzam, radujcie się. Pan jest blisko. (Flp 4, 4-5)
Radość, wszak, jest atrybutem dzieci, one potrafią cieszyć się szczerze i nie potrzeba im wiele, aby okazać entuzjazm i zachwyt. My dorośli możemy uczyć się od naszych pociech takiej, nieskrępowanej troską, radości. Pozwolę więc sobie, zwrócić się najpierw do tych najmłodszych.

Drogie dzieci, słowo, które właśnie dzisiaj przeznaczone jest do rozważania w szczególny sposób skierowane jest także i do Was. Przeczytany wcześniej fragment 2 Listu do Koryntian zawiera dwa słowa, która dzieci bardzo często wymawiają. Czy wiecie, jakie to słowa?? TAK i NIE! Zgadzacie się ze mną? Na wiele pytań dziecko odpowiada TAK, albo NIE:
– Lubisz słodycze? – Tak
– Chętnie oglądać telewizję? – Tak
– Kochasz swoich rodziców? – Tak
– Posprzątasz za sobą zabawki? – … Nie
– Przypilnujesz braciszka? – … Nie
– Pomożesz mamusi? – … Nie

Drogi młody przyjacielu, jak to możliwe, że kiedy ktoś zapyta, czy kochasz mamusię, odpowiadasz TAK, a gdy matka prosi, abyś był grzeczny i posłuszny, to często zachowujesz się tak, jakbyś mówił NIE? Czy to możliwe, aby człowiek mógł jednocześnie mówić TAK i NIE? Przecież te słowa przeczą sobie wzajemnie!
Jeżeli ktoś Cię zapyta: „Czy lubisz frytki?” to czy odpowiesz: TAK i NIE? Nie sądzę. Twoja odpowiedź będzie brzmiała albo TAK, albo NIE, ale nigdy jedno i drugie. A jednak życie pokazuje, że często właśnie tak się zachowujemy. Potrafimy pięknie mówić, ale nasze postępowanie mocno się spóźnia za słowami. Jakże łatwo przychodzi nam składanie wzniosłych deklaracji, które potem okazują się pustymi słowami.
Czy tak nie jest także i w naszym życiu z Bogiem? Mówimy Bogu TAK przynosząc do chrztu nasze dzieci, ślubując wierność w dniu konfirmacji, przychodząc do kościoła na nabożeństwa, a potem wracamy do swoich domów i mówimy NIE swoim codziennym życiem.
– Czy można kraść? NIE, ale wsiadając do autobusu, jedziemy na gapę …
– Czy powinno się oszukiwać? NIE, ale odpisujemy zadanie od kolegi, albo ściągamy w czasie klasówki …
– Czy należy źle lub fałszywie mówić o bliźnim? NIE, ale namiętnie oddajemy się plotkom …
Czy nasze zachowanie nie jest momentami mocno infantylne i nie postępujemy jak małe dzieci, które jeszcze nie rozumieją, że za słowem musi iść czyn?
Prawdziwa miłość jest aktywna i twórcza, nie zadowala się samymi słowami. Nie wystarczy przecież powiedzieć „kocham cię”, lecz trzeba tę miłość pokazać: troską, kompromisem, przebaczaniem sobie wzajemnie. Podobnie, nie wystarczy wyznać: „Boże, wierzę!” – Nie każdy, kto do mnie mówi „Panie, Panie” wejdzie do królestwa niebios, lecz tylko ten, kto pełni wolę Ojca mojego, który jest w niebie (Mt 7, 21) – przestrzega Jezus.

Drodzy, nasze chrześcijańskie życie charakteryzuje taka właśnie logiczna sprzeczność: Niby TAK, a jednak NIE. NIE a potem, mimo to, TAK. Doskonale tę rzeczywistość oddaje Jezusowa opowieść o dwóch synach: Ojciec prosi pierwszego „Idź, popracuj w winnicy”. Ten odpowiada TAK, ale nie idzie. Drugi, poproszony o to samo protestuje gwałtownie, mówiąc: „NIE, nie pójdę”, ale po namyśle jednak idzie i pracuje (Mt 21, 28-30). Tacy właśnie jesteśmy: chwiejni i zmienni, i trudno jest ufać naszym słowom.

Taki problem stał się udziałem Koryntian: Apostoł miał zamiar odwiedzić braci w Koryncie, ale pod wpływem Ducha Świętego zmienił swoje plany. I to stworzyło ową niezręczną sytuację: Paweł obiecał, ale nie przyszedł. W Koryncie do głosu doszli ludzie, którzy chcieli podważyć apostolski autorytet Pawła. To sprawiło, że niektórzy Koryntianie byli rozczarowani i stracili zaufanie do Apostoła. Ktoś, kto nie wywiązuje się z obietnic nie jest przecież godny zaufania. Pojawił się jednak problem znacznie poważniejszy: ponieważ Paweł ich zawiódł, jego przeciwnicy zaczęli poddawać w wątpliwość także Ewangelię, która wcześniej była im głoszona. W tym momencie Apostoł musiał zaprotestować:
„Jak wierny jest Bóg, tak słowo nasze do was, nie jest równocześnie TAK i NIE, albowiem Syn Boży Chrystus Jezus, którego wam zwiastowaliśmy nie był równocześnie TAK i NIE, lecz w nim było tylko TAK! Bo obietnice Boże, ile ich było, w nim znalazły swoje TAK.”
Paweł stawia sprawę jasno: BÓG JEST WIERNY!! Nawet, jeśli ludzie nas zawodzą, jeśli czujemy się rozczarowani ich postawą.

Drodzy, czy sytuacja korynckiego zboru nie wydaje się być nam czasem bardzo bliska? Jak często i my, współcześni chrześcijanie czujemy się zawiedzeni, rozczarowani, a czasem nawet rozgoryczeni postawą tych, których wybraliśmy jako swoich duszpasterzy czy biskupów? Ileż to razy uważamy, że zawodzą, że źle wypełniają swoje obowiązki? Słowo Boże przestrzega nas, abyśmy zbyt pochopnie nie osądzali postępowania innych. Koryntianie pomylili się, co do oceny postawy Pawła – my też możemy się mylić.
A nawet, jeśli nie mylimy się i czasami trafnie rozpoznajemy pewne nieprawidłowości, to pamiętajmy: Człowiek może rozczarować, ale BÓG JEST WIERNY! On nie mówi równocześnie TAK i NIE, lecz zawsze TAK i tylko TAK. A Jezus Chrystus jest tego dowodem, w Nim wypełniły się wszystkie obietnice starotestamentowe, jak pisze Paweł. Boże TAK oznacza, że Ten zawsze jest po stronie człowieka! On nie zmienia zdania, nie jest chwiejny, tak jak my. Obiecał, że zawsze będzie przy nas i dotrzymuje słowa.

Drodzy, jakie to jest ważne, by o tej Bożej wierności pamiętać. Nawet wtedy, gdy nam się w życiu nie układa, gdy przychodzi nam zmagać się z jakimś trudnym doświadczeniem – Bóg jest przy nas! Nawet w takich chwilach, gdy czujemy się zupełnie samotni. Pewna młoda osoba, przeżywająca kryzys wiara wyznała:
„Ja nie wiem gdzie On jest… Zniknął? Niemożliwe, przecież, obiecywał, że będzie! Ale gdzie jest? Może źle szukam?”
Gdzie mam szukać Boga, który się zagubił? Którego przysłoniły codzienne problemy, albo życiowy dramat? Odpowiedź brzmi: W swoim sercu i w Bożym Słowie! Bo On nigdzie nie poszedł, nie wyprowadził się, jest blisko, tylko troski dnia codziennego podkopały naszą wiarę. Bóg raz na zawsze powiedział TAK i jest konsekwentny!

Umiłowani najmłodsi i trochę starsi! Uczmy się od Boga tej wierności, bądźmy odpowiedzialni za nasze słowa, nie rzucajmy ich na wiatr. Niech nasze TAK powiedziane Bogu i ludziom zawsze znaczy tylko TAK i niech za słowami idą także nasze czyny.

W tę adwentową niedzielę, Bóg wzywa nas do szczerego spojrzenia w swoje własne serce, do poszukania odpowiedzi na pytanie: Czy wyznanie wiary, jakie składają me usta przekłada się na moje działanie? Kto mówi: Znam go, a przykazań jego nie zachowuje, kłamcą jest i prawdy w nim nie ma. (1 Jana 2,4) – ostrzega nas Jan w 1 Liście. Słowa jednej z chrześcijańskich pieśni mówią:
„Nie wystarczy mówić pięknie, aby wszystko dobrze było.
Kłamstwo słów się nie przelęknie – czujną więc rozdajmy miłość”.

Amen.

Kazanie wygłoszone przez Iwonę Holeksa w Świętoszówce 18.12.2005r.

Gwiazdka dzieci

Po gwiazdce chóru i seniorów nadszedł czas na gwiazdkę dla dzieci. Odbyła się ona w 4 Niedzielę Adwentu. Przy nowo ustrojonej choince, po występach dzieci i zespołu młodzieżowego, nasze pociechy otrzymały skromne upominki.

Boża wszechmoc

Tekst kazalny: I Księga Królewska 19,11-12:
A oto Pan przechodził, a wicher potężny i silny, wstrząsający górami i kruszący skały szedł przed Panem; lecz w tym wichrze nie było Pana. A po wichrze było trzęsienie ziemi, lecz w tym trzęsieniu nie było Pana.
A po trzęsieniu ziemi był ogień, lecz w tym ogniu nie było Pana. A po ogniu cichy, łagodny powiew.

Kryzys. Całkowite załamanie. Utrata sił. Brak nadziei.

Czy ktoś z nas coś takiego już w życiu odczuwał?
Cierpienie nie jest obce nikomu. Fragment z I Ks. Królewskiej nic nam nie mówi o cierpieniu. Czytamy w nim najpierw o wichrze, potem o trzęsieniu ziemi, a następnie o ogniu: „Bóg przechodził, a wicher wstrząsający górami i kruszący skały szedł przed Panem.

On – Wszechmogący manifestuje swą obecność, a manifestacja Jego obecności podkreśla jaką potęgą dysponuje Bóg. On wznieca wicher kruszący skały, ale nie można Go w tym wichrze odnaleźć.
Istotne jest to, że Stwórca jest obecny i przechodzi, a przechodząc zauważa proroka Eliasza, który przeżywa tak wielki kryzys, że życzy sobie śmierci: „…Dosyć już, Panie, weź życie moje, gdyż nie jestem lepszy niż moi ojcowie” (I Ks. Królewska 19.4b).

Kiedyś, w pewnej dyskusji zastanawiano się, czy jest możliwe, aby ktoś, kto jest związany z Bogiem, przechodził przez kryzysy, załamania.
Otóż Biblia opisująca życie proroków, mężów wiary, pisze o ich duchowych rozterkach, o ich pytaniach, nieraz zawierających żal.

Dlaczego? Czyżby byli ludźmi słabej wiary?
Nie! Oni mocno polegali na Bogu, ale w swoim życiu byli bardzo często wystawiani na wszelkiego rodzaju próby, niedogodności, niebezpieczeństwa, poniżenia, a to rodziło w nich cierpienia i wiele pytań pod adresem Boga.

A ponieważ pytania kierowali do Boga i Jemu opowiadali o swym bólu, niepowodzeniach, bezsilności – On odpowiadał i pomagał, a jest to widoczne na przykładzie proroka Eliasza, o którym czytamy w I Ks. Królewskiej.
Prorok Eliasz życzył sobie śmierci, gdyż był zrezygnowany, że jego misja nie znajduje posłuchu.
Jednak Bóg o nim nie zapomniał i obdarzył Eliasza nowymi siłami! Czytamy, że kiedy Eliasz „… położył się i zasnął pod krzakiem jałowca (…) dotknął go anioł i rzekł do niego: Wstań, posil się! A gdy spojrzał, oto przy jego głowie leżał placek upieczony i dzban z wodą. Posilił się więc i znowu się położył Lecz anioł przyszedł po raz drugi, dotknął go i rzekł: Wstań, posil się, gdyż masz daleką drogę przed sobą” (I Król.19,5-7).

Bóg nie pozostawia swego wiernego proroka w poczuciu całkowitego załamania, ale go z niego podnosi i dodaje nowych sił. Z tego biblijnego opisu dowiadujemy się o nieograniczonej mocy Boga nad żywiołami oraz o  Jego opiece i pomocy dla człowieka.

Przypatrzmy się prorokowi Eliaszowi. Co on robił? On nie ukrywał swego załamania, ale żalił się przed Bogiem mówiąc: „Dosyć już, Panie, weź życie moje…”.

Bóg chce usłyszeć także o naszych problemach. Nie wstydźmy się opowiadać Bogu o tym, co nas boli, albo wobec czego jesteśmy bezsilni, ale zaufajmy Jego wszechmocy, miłości, gdyż jak czytamy to w wybranym fragmencie I Ks. Królewskiej: „A oto Pan przechodził, a wicher potężny i silny, wstrząsający górami i kruszący skały szedł przed Panem…”.

Amen.

Bożena Zamarska

Relacja z pobytu chóru parafialnego w miejscowości WARCINO w dniach od 19 do 27 sierpnia 2005 r. (z humorem, ale prawdziwie)

Jak to już jest w naszej tradycji chóru przed wyjazdem spotkaliśmy się w kościele na krótkiej modlitwie prosząc o prowadzenie i błogosławieństwo w czasie podróży i podczas odpoczynku. Wyjechaliśmy późnym wieczorem, aby nie męczyć się podczas upału.

Jechaliśmy w ciemnościach, ale uśmiechnięci

Na miejsce dojechaliśmy szczęśliwie rano o godz. 9: 30 na śniadanie. Po śniadaniu zakwaterowaliśmy się w pokojach. Dzień pierwszy przeznaczyliśmy na odpoczynek i krótkie spacery po okolicy i przepięknym parku wokół zamku. Były osoby, które z pierwszego spaceru przynieśli ładne grzybki.

Tych radziłbym nie spożywać

Nazajutrz w niedzielę czekał na nas dość bogaty program. O godz. 7:30 szybkie śniadanie gdyż musieliśmy zdążyć na pierwsze nabożeństwo do Słupska, które rozpoczynało się o godz. 9:00 a podróż autobusem trwała ponad pół godziny (zdążyliśmy).

Kościół w Słupsku

Śpiewaliśmy na nabożeństwie polskojęzycznym i bezpośrednio po nim na niemieckojęzycznym, na którym to wykonaliśmy kilka pieśni w języku niemieckim.

Po skończonej służbie parafianie, choć nie było to zaplanowane, gdyż chcieliśmy się znaleźć jak najszybciej nad morzem, poczęstowali nas w swojej skromnej salce smacznymi wypiekami i kawą.
Było gwarno i wesoło a to także z tego względu, że do parafii w Słupsku przybył przed dwoma tygodniami nowy pastor.

Popołudniowy czas spędziliśmy w Ustce. Po zaparkowaniu autobusu, a trzeba wspomnieć, że nie było to łatwą sprawą w upalne niedzielne popołudnie, udaliśmy się do portu i na przejażdżkę statkiem po morzu (stary rybacki kuter przystosowany do przewozu pasażerów wycieczkowych bez utraty widoczności lądu). Wszystkim się podobało!

Rejs kutrem – niektórzy wystraszeni, ale wszyscy zadowoleni.

Wszyscy byli „zdrowi”, bo przed obiadem – upragnioną rybką, za którą słono a niektórzy bardzo słono zapłacili. Tak to już jest „im bliżej morza tym ryby cenniejsze”. Młodsze „odważniejsze” towarzystwo skorzystało nawet z kąpieli morskiej, choć temperatura wody nie przekraczała 15 st. C. Większość chórzystów spacerowała po nadmorskim deptaku i parku, gdyż na plaży nie było miejsca dla przybywających o tej porze nad wodę, dlatego w drodze powrotnej wszyscy byli zgodni, aby nazajutrz udać się do mniejszej miejscowości.

W poniedziałek pojechaliśmy do Rowów, a we wtorek do Jarosławca. Przez dwa słoneczne dni korzystaliśmy z uroków spokojnej, nie przeludnionej plaży i nieco tańszych rybek. Kto miał ochotę, to się kąpał w morzu, inni się przypiekli, prawie wszyscy byli zadowoleni.

Nasza Młodzież na plaży w Jarosławcu

Największą atrakcją naszego wyjazdu stał się środowy wypad na ruchome wydmy w Łebie.

Część chórzystów stronę wydm wyruszyła w tradycyjny sposób, czyli piechotką, inni pojechali wózkami akumulatorowymi.

Na najwyższą wydmę niełatwo się było wspiąć, najlepiej można to było wykonać bez obuwia. Na szczycie widoki były niesamowite i zapierające w piersiach dech, jest to unikalne miejsce na świecie.

Po powrocie z wydm należał się krótki odpoczynek i posiłek.

W drodze powrotnej w miejscowości Kluki zwiedzaliśmy skansen. Ciekawe miejsce, a eksponaty w chałupach przedstawiały życie na tych terenach nawet z XVII – go wieku.

Obecni mieszkańcy częstowali nas (po 2,50 zł / szt.) swoimi wypiekami, inni uzupełniali wcześniej wypocone płyny.

Ale smakowało

W czwartkowy poranek planowano wyjazd na pobliskie jeziorko i do lasu na grzybobranie, ale w związku z utrzymaniem się dobrej pogody większość zdecydowała, aby jeszcze raz pojechać nad morze. Więc udaliśmy się najkrótszą trasą do Jarosławca na plażę.

Był to dzień typowo wypoczynkowy. W drodze nad morze, jak to jest w tradycji naszego chóru, codziennie rozpoczynaliśmy od czytania Słowa Bożego z książeczki „Z Biblią na co dzień” i krótkiej modlitwy p. Janka (dyrygenta).

Było to nasze ostatnie spotkanie z morzem na tej wycieczce więc niektórzy dość długo moczyli nogi.

Zupełnie pełny relaks
A my „gulajem” po plaży

Nasze wszystkie wieczory zaczynały się na stołówce, gdzie konsumowaliśmy obiadokolację.
Stołowaliśmy się na stołówce uczniowskiej, w budynku w którym mieszkaliśmy. Jedzenie było może nie tak przystrojone jak w restauracji, ale za to smaczne i tanie.

Jedni się odchudzali
A inni nie
Tajne rozmowy w ukryciu – w oczekiwaniu na wrzątek

Wieczory spędzaliśmy na opowiadaniach, popijaniu herbatki w mniejszych grupkach, a przede wszystkim na spacerach po parku i okolicznym lesie. Oczywiście młodzież grała w piłkę lub bawiła się z zaprzyjaźnioną kawką.

Najważniejszym wieczorem naszego pobytu był wieczór czwartkowy, który składał się z dwóch ważnych wydarzeń:

Pierwszym wydarzeniem był koncert naszego chóru dla mieszkańców Warcina, oraz pracowników szkoły. W połowie naszego koncertu zaczął kropić deszcz, który z upływem czasu zaczął się nasilać więc musieliśmy skrócić nasz występ, aby pozwolić i tak niezbyt licznie zgromadzonej publiczności, opuścić widownię, która była pod „gołym niebem”.

W kuluarach dowiedzieliśmy się, że na tych samych schodach śpiewał kiedyś słynny Chór Stuligrosza.

Chociaż mokro i chłodno – służba przede wszystkim

Po koncercie odbyło się zaplanowane ognisko. Deszcz nam nie przeszkadzał, gdyż schroniliśmy się pod piękną i dużą altaną, która była przystosowana do palenia ognisk. Atmosfera była wyśmienita humory dopisywały wszystkim, toteż ognisko przeciągnęło się do późnych godzin wieczornych.

Ostatni dzień zarezerwowaliśmy sobie na zwiedzanie zamku (obecnej szkoły – technikum leśnego) oraz okolicy:

Mgr inż. Piotr Mańka – Dyrektor Szkoły
Głowa żubra pilnująca skarbonki dla sponsorów

Zamek nie jest wieki jak inne zamczyska i pałace władców tego świata, ale przytulny i funkcjonalny. Natomiast opowieści p. Piotra (na zdjęciu powyżej) wprawiły w zachwyt większość chórzystów, a szczególnie dobre rady dziadka (rodem z m. Wyry).

Jedno z kół zainteresowań uczniów
Późne jagody – smakowite
Kwiaty wszędzie są piękne
Gdy nadeszły gęste chmury trzeba wracać do domu

Niestety wszystko co dobre to się szybko kończy

W drodze powrotnej nareszcie był czas na wypoczynek. Niektórzy tak się z sobą zżyli, że nie opuszczają się nawet w bardzo intymnych chwilach.

Nareszcie można się wyspać
Razem zawsze raźniej
Ostatnie spojrzenie na Pomorze
Chwila ciszy i zadumy

Wyjechaliśmy późnym popołudniem, aby nocą spokojnie powrócić do domu. Oczywiście robiliśmy krótkie przystanki ( nawet wstąpiliśmy do lasu na grzyby i narwać świeżych kwiatów wrzosu). W autobusie p. Renata pobudzała naszą czujność co chwilkę jakąś nową teorią, ale czasami (choć rzadko) robiła krótkie przerwy co widać na powyższym zdjęciu.

Wspomnienie minionej epoki
Zdziwienie na placu parafialnym

Przyjechaliśmy na plac parafialny w sobotni poranek, bo już w niedzielę śpiewaliśmy w Kamienicy na Pamiątce Założenia i poświęcenia.

Do zobaczenia za rok!

Opracował: Prezes Chóru – Jan Śliwka

Kazanie na Pamiątkę Założenia Kościoła

Tekst kazalny: 1 Kor. 12,12-27:
Albowiem jak ciało jest jedno, a członków ma wiele, ale wszystkie członki ciała, chociaż ich jest wiele, tworzą jedno ciało, tak i Chrystus;
Bo też w jednym Duchu wszyscy zostaliśmy ochrzczeni w jedno ciało – czy to Żydzi, czy Grecy, czy to niewolnicy, czy wolni, i wszyscy zostaliśmy napojeni jednym Duchem.
Albowiem i ciało nie jest jednym członkiem, ale wieloma.
Jeśliby rzekła noga: Ponieważ nie jestem ręką, nie należę do ciała; czy dlatego nie należy do ciała?
A jeśliby rzekło ucho: Ponieważ nie jestem okiem, nie należę do ciała, czy dlatego nie należy do ciała?
Jeśliby całe ciało było okiem, gdzież byłby słuch? A jeśliby całe ciało było słuchem, gdzież byłoby powonienie?
Tymczasem Bóg umieścił członki w ciele, każdy z nich tak, jak chciał.
A jeśliby wszystkie były jednym członkiem, gdzież byłoby ciało?
A tak członków jest wiele, ale ciało jedno.
Lecz Bóg tak ukształtował ciało, iż dał pośledniejszemu większą zacność,
Aby nie było w ciele rozdwojenia, lecz aby członki miały nawzajem o sobie jednakie staranie.
I jeśli jeden członek cierpi, cierpią z nim wszystkie członki; a jeśli doznaje czci jeden członek, radują się z nim wszystkie członki.
Wy zaś jesteście ciałem Chrystusowym, a z osobna członkami.

Siostry i Bracia w Jezusie Chrystusie!

Każda Pamiątka Założenia naszych Kościołów kieruje nasze myśli ku przeszłości przypominając mam nasz rodowód i naszą historię. Każdy jubileusz zachęca nas do uwielbiania Wszechmogącego Boga za nasze Świątynie. Czynimy to poprzez pieśni i modlitwy dziękczynne.
Dziś chcemy się zastanowić nad istotą Kościoła.
Czym jest Kościół i co oznacza to słowo?
Słowo Kościół ma trzy różne znaczenia:
Kościół to budynek, to Dom Boży, w którym wg. M.Lutra: „chrześcijanie się gromadzą, aby się modlić, słuchać Słowa Bożego i przyjmować sakramenty”.
Kościół to nazwa organizacji wyznaniowej.
Kościół to społeczność wierzących należących do Chrystusa.
Nowy Testament używa różnych słów w celu określenia Kościoła. Wymienię cztery greckie słowa:
Ekklesia – powołani, wywołani ze starego do nowego.
Koinonia – ci, którzy posiadają społeczność.
Hagioi – święci.
Kyriake – ci, którzy należą do Pana.

Pozwólcie, że przytoczę jeszcze dwie definicje dotyczące istoty Kościoła:
1.”Kościół jest zgromadzeniem świętych, w którym się wiernie naucza Ewangelii i należycie udziela sakramentów” CA VII
2.”Kościół jest wspólnotą (zborem) powołanych ze świata wierzących, którzy tworzą społeczność świętych, która poznała poprzez Słowo Boże i Ducha Św. Zbawiciela oraz Jego uwielbia”. Jan Calwin.

Nowy Testament używa też różnych obrazów dla określenia istoty Kościoła.
Przeczytane dziś Słowo Boże kieruje nasze myśli do takiego obrazu.
Tym obrazem są nasze członki i ciało. Ap. Paweł używa tego obrazu w celu zilustrowania istoty Kościoła. Każdy wierzący jest członkiem, jest częścią składową ciała chrystusowego, które obrazuje nam Kościół. Chrystus zaś jest głową tego Kościoła.
Członków tego ciała nazywa autor listu do Heb.12,22-23. ”zebraniem pierworodnych, którzy są zapisani w niebie,”.

Drodzy Słuchacze!
Kiedy się na chwilę zastanowimy nad funkcjonowaniem ciała ludzkiego to każdy z nas może zauważyć cudowną zależność i harmonię naszego organizmu. To wszystko zawdzięczamy wspaniałemu stworzycielowi, który tak cudownie nas stworzył. Bóg jest Bogiem ładu i porządku, prawdę tę możemy zobaczyć na przykładzie własnego ciała. Każda najmniejsza komórka posiada jakąś rolę w tym organizmie, jednocześnie jest uzależniona od innej komórki. Podobnie jak wszystkie członki naszego ciała są tylko wtedy żywymi członkami, jeżeli są połączone z ciałem.
Powiadamy, że tylko w zdrowym ciele może mieszkać zdrowy duch. Tak to prawda, tylko tam gdzie przebiegają uporządkowane procesy biologiczne i fizyczne, tam panuje życie.

Ap. Paweł myśląc o Kościele, jego jednostkach i o jego roli, porównał wspólnotę wiernych do ciała.
Wśród wszystkich żywych stworzeń ciało ludzkie jest organizmem o najwyższym stopniu złożoności. Nasze ciało jest przede wszystkim zbiorem komórek, które się łączą dla pewnych celów w tkanki. Te zaś tworzą narządy, które współdziałają w obrębie różnych układów np. trawiennego, oddechowego itp.
Cała ta maszyneria współdziała na rzecz naszego istnienia, czyli życia. Każdy członek oraz wszystkie narządy i organy są jednakowo ważne i cenne dla istnienia naszego ciała, one to tworzą cudowną jedność w różnorodności.

Podobnie jest we wspólnocie kościelnej, powiada ap.:
Albowiem jak ciało jest jedno, a członków ma wiele, ale wszystkie członki ciała, chociaż ich jest wiele, tworzą jedno ciało, tak i Chrystus;
bo też w jednym Duchu wszyscy zostaliśmy ochrzczeni w jedno ciało – czy to Żydzi, czy Grecy, czy to niewolnicy, czy wolni, i wszyscy zostaliśmy napojeni jednym Duchem.

Włączenie do tej duchowej wspólnoty kościelnej, do ciała Chrystusowego następuje poprzez chrzest, nowonarodzenie i nawrócenie. To Bóg działa poprzez swego Ducha, który zmienia serce i nasz sposób myślenia.
Tam gdzie Żydzi i chrześcijanie wspólnie się modlą, gdzie byli niewolnicy i ich dawni właściciele gromadzą się na nabożeństwach i jako grzesznicy razem przystępują do stołu pańskiego, tam przez Ducha Świętego powstaje ciało Chrystusowe, czyli Kościół.
To Chrystus nas jednoczy, bowiem w Nim stajemy się Siostrami i Braćmi, członkami Jego ciała, jego Kościoła. To On nas powołał do tej cudownej jedności. Jedność jest darem nam podarowanym. Ap. Paweł powiada, że to Bóg umieścił członki w ciele, każdy z nich tak, jak chciał.
Nasza bieda i grzech polega na tym, że to my burzymy i niszczymy tę podarowaną nam jedność. To my ludzie dzielimy ludzi na różne kategorie, grupy i chcemy decydować o przynależności innych do tej lub innej społeczności dzieci bożych.
Różnorodność bez jedności prowadzi do zamieszania i chaosu. Z kolei jedność bez różnorodności staje się monotonna.

W zborze w Koryncie byli wierzący, dla których jedynym kryterium przynależności do wspólnoty kościelnej był dar mówienia językami. Podobnie czyni wielu chrześcijan dziś. Ustanawiają swoje własne kryteria i warunki dotyczące przynależności do ciała Chrystusowego.
Siostry i Bracia Ap. Paweł mówi bardzo obrazowo: Jeśliby całe ciało było okiem, gdzież byłby słuch? A jeśliby całe ciało było słuchem, gdzież byłoby powonienie?
Tymczasem Bóg umieścił członki w ciele, każdy z nich tak, jak chciał. A jeśliby wszystkie były jednym członkiem, gdzież byłoby ciało?

Pamiętajmy, że ciało nie jest jednym członkiem, ale sumą wielu. Ta prawda odnosi się także do Kościoła.

Według apostoła ta jedność nam podarowana nie oznacza jednolitości (uniformizmu) ani jednakowej pobożność dla wszystkich.
Tak jak w naszym ciele, każdy członek posiada swoją rolę do spełnienia, podobnie każdy członek ciała Chrystusowego jest inny i ma swoją rolę i odmienne zadanie.
Przywołam tutaj dobrze nam znany obraz z dziedziny sportu – drużyny piłkarskiej. Czy wszyscy piłkarze są bramkarzami? Czy wszyscy obrońcy grają w ataku? Trener piłkarski przed meczem przydziela każdemu piłkarzowi odpowiednie zadanie.
Pan Kościoła przydzielił każdemu z nas jakieś dary, zakres służby do spełnienia.
Drogi Słuchaczu! Czy już odnalazłeś swój dar, swoje miejsce służby? W zborze nie powinno być pasywnych członków.
Czy czujesz się potrzebnym w swoim Kościele, w społeczności wierzących?
Pamiętajmy, że nawet najmniejsza komórka ma ważą rolę do spełnienia w naszym organizmie, podobnie jest w Kościele.
W naszym ciele nie ma miejsca na martwe komórki, chyba, że na miejsce amputowanej ręki czy nogi zostanie wstawiona proteza.
W ciele Chrystusowym jest inaczej, tutaj nie ma protez albo się jest żywym członkiem albo martwym. Obumarłe gałązki Ogrodnik obcina.

Ap.Paweł powiada:, że są różne dary, różne posługi, lecz ten sam Pan. Wszystko inspiruje ten sam Duch Boży, każda komórka tego ciała Chrystusowego musi być przewiana Jego Duchem i przesiąknięta Jego miłością. Tylko wtedy, gdy ta życiodajna moc przeniknie życie każdego pojedynczego członka, wtedy wspólnota wierzących, będzie naprawdę żyła ku chwale Bożej.
W takiej wspólnocie słabi i złamani duchowo nie będą czuli się osamotnieni czy wykluczeni, ale otoczeni czynną braterską miłością. Nie będzie też skarg samotnych ludzi wołających: „Panie nie mam człowieka”, jestem sam.

Z doświadczenia wiemy, że tylko zdrowe komórki a zatem żywe zbory posiadają siłę do wzrostu i pomnażania się, zaś znakiem rozpoznawczym prawdziwej wspólnoty wierzących jest jej stosunek do chorych, samotnych, cierpiących. Czyli wiara czynna w miłości. Właśnie na tym pięknym przykładzie naszego ciała możemy się uczyć współzależności, jaka występuje w społeczności wierzących.
Czytaliśmy: jeśli jeden członek cierpi, cierpią z nim wszystkie członki; a jeśli doznaje czci jeden członek, radują się z nim wszystkie członki.
Współczesny człowiek poszukuje takich właśnie wspólnot i parafii.
Kościół nie może być martwą instytucją, urzędem, ale musi być żywym ciałem, którego głową jest sam Jezus Chrystus.
Taki Kościół, taki zbór jest światłością na górze i solą tej ziemi, a wtedy także nasze parafie i wspólnoty zborowe będą miały charakter misyjny, będą przyciągające dla innych.

Dziś w dniu pamiątki założenia waszego kościoła chcemy się modlić o ten budynek, który jest waszą świątynią, który został Wam przekazany w darze przez Waszych przodków jako wspaniałe świadectwo ich wiary.
Nade wszystko zaś prośmy naszego Pana Kościoła, aby działał przez Ducha Św. w naszych sercach, aby nasze parafie były prawdziwą społecznością świętych, przyciągającą innych miłością. Módlmy się szczególnie o młode pokolenie, aby nie rezygnowało z tej społeczności wierzących, ale pozostało wierne Głowie Kościoła Jezusowi Chrystusowi.
Módlmy się o otwarte parafie, gdzie każdy znajdzie swoje miejsce i zadanie do spełnienia, odkryje, jaka rolę ma pełnić jako członek żywego Kościoła.
Jedna z pieśni w naszym śpiewniku nr 256 posiada wspaniały refren: ”O, pójdź do Kościoła żywego, podążaj przez wiarę i żyj…” Zachęcajmy się nawzajem do życia w takiej społeczności wiary.

Amen.

Kazanie wygłoszone przez ks. bpa Jana Szarka
w Goleszowie podczas nabożeństwa 15 sierpnia 2005r.

Kazanie na 12 Niedzielę po Trójcy Świętej

Tekst kazalny: Księga Izajasza 29,17-24:
Zaiste, już za małą chwilkę Liban przemieni się w urodzajne pole, a urodzajne pole będzie uważane za las.
W owym dniu głusi będą słyszeć słowa księgi, a oczy ślepych z mroku i z ciemności będą widzieć,
Pokorni zaś na nowo będą się radować Panem, a ubodzy weselić Świętym Izraelskim.
Gdyż nie będzie tyrana i skończy się szyderca, i będą wytępieni wszyscy, którzy czekają na sposobność do zbrodni,
Którzy słowem przywodzą ludzi do grzechu, zastawiają pułapkę na rozjemcę w sądzie, a tego, który ma słuszność odprawiają z niczym.
Dlatego tak mówi Pan, Bóg domu Jakuba, ten, który odkupił Abrahama: Jakub nie dozna wtedy hańby i nie zblednie wtedy jego twarz,
Bo gdy ujrzą wśród siebie dzieło moich rąk, uświęcą moje imię i Świętego Jakubowego będą czcić jako Świętego, i będą się bać Boga Izraelskiego.
Ci, którzy duchowo błądzili, nabiorą rozumu, a ci, którzy szemrali, przyjmą pouczenie.

Drogi zborze! Bywają takie momenty, kiedy buntujemy się przeciwko Bogu. a buntujemy się dlatego, że nie rozumiemy tego, co dzieje się wokół nas, w życiu innych ludzi, a jeszcze bardziej wtedy, gdy  nie potrafimy pojąć tego, co dzieje się w naszym własnym życiu. Nie rozumiemy tego, co nas spotyka, czego doświadczamy, z czym musimy się zmagać. Nie rozumiemy strat, które musimy ponosić. Nie rozumiemy rozstań, które musimy przeżywać. Nie rozumiemy cierpienia, przez które musimy przechodzić. Nie pojmujemy klęsk i niepowodzeń, których doświadczamy.

To jest takie bardzo ludzkie, że czujemy się wtedy pokrzywdzeni i oszukani przez Boga. Więcej nawet, że czujemy się przez Niego rozczarowani, a nawet opuszczeni.

Wiele jest w naszym życiu takich wydarzeń, które choć początkowo były dla nas bardzo bolesne, to jednak z czasem spoglądamy na nie nieco inaczej, bo ostatecznie okazały się dla nas w jakiś sposób dobre, czegoś nas nauczyły i wzbogaciły. Ale przecież są też takie zdarzenia, które tkwią w naszych sercach jak cierń do końca życia i które na zawsze pozostaną dla nas bolesną tajemnicą.

I chyba też dlatego jesteśmy przepełnieni tęsknotą za lepszym światem. Pragnęlibyśmy, by było tutaj więcej miłości, więcej sprawiedliwości, więcej dobra, więcej życzliwości, więcej zaufania, więcej wyrozumiałości, więcej pokoju i po prostu więcej człowieczeństwa.

Nasza ;ufność i doświadczenie codziennego dnia, nasze oczekiwania i to, co przynosi życie, nasza nadzieja i rzeczywistość, to wszystko wydaje się biegnąć zupełnie innymi torami. Niewidzialny świat Bożych obietnic i widzialny świat ludzkich przeżyć oraz doświadczeń, Boży świat spełnienia oraz doskonałości i ludzki świat rozczarowań oraz różnego rodzaju braków i ułomności wydają się stać zupełnie obok siebie i naprzeciw siebie.

Tego rodzaju poczucie stawia nas wobec tego fundamentalnego pytania o to, w jaki właściwie sposób mamy odnieść rzeczywistość naszego życia tu i teraz, w tym świecie, do treści naszej wiary, na którą składają się liczne Boże obietnice i zapewnienia.

Momenty, kiedy w naszych sercach rodzi się tego rodzaju pytanie są dla nas, można powiedzieć, bardzo newralgiczne. Z jednej strony bowiem mogą one zwieść nas na manowce zwątpienia, spowodować, że poddamy w głęboką, a nawet już nieodwracalną wątpliwość sens naszej wiary w Boże obietnice.

Z drugiej strony jednak mogą być one dla nas bardzo twórcze, sprawić, że odnajdziemy wiele nowych odpowiedzi na dręczące nas pytania i wątpliwości, spowodować, że uchwycimy się Boga jeszcze mocniej. I to  w dużej mierze od nas zależy, w jaki sposób te przełomowe momenty na drodze naszej wędrówki z Bogiem wykorzystamy. Czy powiemy: „Już nie wierzę, już nie chcę wierzyć”, czy „Jest mi trudno wierzyć, tracę już siły, ale chcę mimo wszystko wierzyć i ufać, i dlatego proszę, Boże, pomóż memu niedowiarstwu i pomóż mi wierzyć”.

Tekst kazalny, który dziś słyszeliśmy, również stawia nas wobec tego fundamentalnego pytania o relację pomiędzy naszym życiem w realiach tego świata, a Bożymi obietnicami i ich spełnieniem. I ten tekst także może stać się dla nas powodem rozczarowania i zwątpienia. Ale może też stać się źródłem wielkiej nadziei i pociechy.

Ten fragment biblijny stanowi jedno z proroctw, jakie Izajasz skierował do Judy i Jerozolimy. To bardzo pomyślne proroctwo, proroctwo dotyczące odnowienia ludu izraelskiego. Proroka Izajasza często określa się mianem Ewangelisty Starego Testamentu. Wiele z jego słów bowiem zawiera w sobie bardzo pozytywne przesłanie, właśnie Ewangelię, dobrą nowinę. Są one Ewangelią dlatego, że zapowiadają one cudowne, zbawcze działanie Boga wobec Jego ludu. Ale są one Ewangelią również z tego powodu, że zwiastują to działanie wobec ludu, który był Bogu niewierny i nieposłuszny, który czuł się Nim rozczarowany, który  nie dostrzegał Jego obecności i działania dla jego dobra, który się wobec Niego buntował i nie widział wypełniania się Jego obietnic.

W proroctwie, które dziś słyszeliśmy, nakreślony jest z jednej strony smutny i negatywny obraz człowieczego świata. Jest w nim mowa o tyranach, o szydercach, o tych, którzy szukają sposobności do zbrodni i o tych, którzy przywodzą ludzi do grzechu. Jest w nim mowa o ludziach, którzy zbłądzili duchowo i którzy nie chcieli przyjąć żadnego pouczenia. Jest w nim mowa o ślepych na Boże działanie i o głuchych na Boże wskazania.

Z drugiej strony prorok Izajasz maluje przed nami bardzo pozytywny obraz. Zapowiada radykalne działanie Boga, które nastąpi już „za chwilę”.

„Za chwilę” Bóg całkowicie przemieni naturę – spustoszony wówczas Liban zostanie zmieniony w urodzajne pole, a to stanie się lasem. Ta droga od pustyni do lasu symbolizuje przemianę i odnowę moralną.

„Za chwilę” głuchym zostaną otwarte uszy – będą oni słyszeć Boże słowa.

„Za chwilę” ślepym zostaną otwarte oczy – z mroku i ciemności będą dostrzegać Bożą obecność. Pokorni i ubodzy będą radować się Bogiem.

„Za chwilę” nie będzie już tyranów i szyderców. Nie będzie już oszustów i zbrodniarzy. Nie będzie już tych, którzy krzywdzą innych ludzi. Ci, którzy duchowo zbłądzili nabiorą rozumu, a ci, którzy szemrali, przyjmą Boże pouczenie.

Świat, który tutaj został ukazany przez Izajasza to świat naszych tęsknot i naszych marzeń. To taki świat, jakim był na początku. Kiedy Bóg go stworzył, powiedział, że jest dobry. To także taki człowiek, jakim był na początku. Kiedy Bóg go stworzył, powiedział, że jest bardzo dobry.

Kiedy jednak wsłuchujemy się w obietnicę Boga wypowiedzianą przez Izajasza, to rodzi się w nas niepokój. Bardzo niepokoi nas to zapewnienie, że tak stanie się już „za chwilę”. Zaczynamy wątpić i czujemy się zawiedzeni. Choć przecież od wypowiedzenia tych słów przez starotestamentowego proroka minęło już niemal trzydzieści wieków, to te negatywne obrazy niewiele się zmieniły.

Nadal w różnych miejscach i w różnych sytuacjach spotykamy się z tyranami, oszustami, szydercami, ludźmi, którzy przywodzą do grzechu, z tymi, którzy duchowo błądzą i którzy nie tylko szukają sposobności do zbrodni, ale je popełniają. Wielu pozostaje ślepych i głuchych na Boże wołanie. Często czujemy się tak, jak gdybyśmy wciąż przebywali właśnie na moralnej i duchowej pustyni, narażeni na różne niebezpieczeństwa. Te trzydzieści wieków dziejów człowieka pokazało wiele wojen i okrucieństw, wiele katastrof i niesprawiedliwości, wiele cierpienia, bólu i łez, wiele rozczarowań i niespełnionych oczekiwań. a nasza historia i nasza codzienność pokazują nam to nadal.

Mielibyśmy więc pełne prawo zapytać Izajasza, a tym samym i Boga, jak więc to naprawdę jest? Czy nadal mamy wierzyć w Boże obietnice i zapewnienia? Czy nadal mamy mieć nadzieję na ten lepszy, dobry świat? Kiedy w końcu przestaniemy doświadczać tego, co złe? Kiedy nie będą nas spotykać już żadne rozczarowania? Kiedy nie będziemy już doświadczać strat ani klęsk? Kiedy zostaną zaspokojone nasze tęsknoty? Jak długo musimy jeszcze czekać? Czy może rzeczywiście tylko chwilę, a może jeszcze bardzo długo? Każdy z nas chciałby znać odpowiedzi na te pytania i na jeszcze wiele innych. Pewnie byłoby nam o wiele łatwiej, gdybyśmy to wszystko wiedzieli.

To są trudne pytania, ale jeszcze trudniejsze dla nas są odpowiedzi na nie. Bo przecież tak naprawdę ich nie znamy. Jedyne, co możemy powiedzieć w tej kwestii, to że to wszystko jest sprawą znanej jedynie Bogu przyszłości. Ale to nie powinno nas zniechęcać. Wszakże przyszłość jest tym, co jeszcze przed nami, czego jeszcze nie znamy i co dopiero się stanie. Przyszłość budzi w nas niekiedy lęk, ale też jest przecież źródłem naszej siły, bo wiążemy z nią nadzieję na pozytywną przemianę. Po złym i ciężkim dniu zawsze oczekujemy dnia następnego, ufając, że przyniesie on to, co dobre.

Nasza wiara posiada wiele różnych form. Jedną z tych najtrudniejszych jest cierpliwość, moglibyśmy powiedzieć, wytrwała cierpliwość. Cierpliwości potrzebujemy w najzwyklejszych sprawach naszego życia, ale szczególnie potrzebujemy jej na naszej drodze z Bogiem. I to  nie dlatego, że Bóg traktuje nas w sposób niepoważny i że jesteśmy igraszką w Jego rękach. Ale z tego powodu, że jak On sam mówi, także przez usta proroka Izajasza: „Myśli moje, to nie myśli wasze, a drogi wasze, to nie drogi moje. (…) Jak niebiosa są wyższe niż ziemia, tak moje drogi są wyższe niż drogi wasze i myśli moje niż myśli wasze”.

Nie rozumiemy niekiedy Bożego działania i czujemy się nim rozczarowani. Nie pojmujemy dlaczego nasz świat i nasze życie bywają niekiedy tak bardzo dalekie od naszych własnych wyobrażeń. Oczekiwalibyśmy tego, że Bóg radykalnie przemieni rzeczywistość, w której przychodzi nam żyć. Oczekiwalibyśmy takich wielkich Bożych cudów w naszym życiu, identycznych, albo przynajmniej podobnych do tych, o których mówi prorok Izajasz.

I tego rodzaju oczekiwania możemy i powinniśmy mieć, gdyż są one zakorzenione w obietnicach samego Boga. Nie powinniśmy rezygnować z naszych tęsknot. Tym bardziej, że przecież doświadczamy w naszym życiu również wiele dobrego.

Doświadczamy przemian naszego życia, doświadczamy wielu wyprowadzeń z różnych krain mroku i cierpienia. To za każdym razem jest Boży cud. Boże cuda niekoniecznie muszą być wielkie, głośne i widoczne. One bardzo często mają miejsce w ciszy i w ukryciu, dzieją się w naszych sercach i w naszych duszach. Każda taka przemiana jest zapowiedzią i poświadczeniem tego, że Boże obietnice z pewnością się zrealizują w sposób doskonały i ostateczny.

Z drugiej strony jednak trzeba nam zawsze pamiętać, że – jak powiedzieliśmy – Bóg działa według swojego uznania. Bóg myśli i działa inaczej niż my. I za to powinniśmy być wdzięczni, bo nie wiadomo dokąd zawędrowalibyśmy sami i nie wiadomo dokąd zawędrowałby nasz świat, gdyby wszystko było tak, jakbyśmy chcieli.

Przede wszystkim zaś winniśmy być właśnie cierpliwi. Winniśmy uchwycić się Boga naszym wierzącym, wytrwale cierpliwym sercem. Taka cierpliwa wytrwałość pozwoli nam przezwyciężyć nasze kryzysy i rozczarowania. Może nie będzie nam łatwo, ale łatwiej. O tej wytrwałej cierpliwości pięknie napisał Paweł: „Radujemy się chwałą Bożą, ale radujemy się także w uciskach, wiedząc, że z ucisku rodzi się wytrwałość, a z wytrwałości doświadczenie, z doświadczenia zaś nadzieja. Nadzieja zaś nie zawodzi, gdyż miłość Boża rozlana jest w sercach naszych przez Ducha Świętego, który został nam dany”.

Amen.

Kazanie wygłoszone przez mgra teol. Dominika Nowaka
podczas nabożeństwa 14 sierpnia 2005r.

Półkolonie w Starym Bielsku

W dniach od 2 do 13 sierpnia 2005r. w Starym Bielsku odbywały się półkolonie dla dzieci.

Tematy półkolonii były rozłożone na dwa tygodnie:
1) „Jezus uczy nas opowiadając podobieństwa.”
2) „Jezus ma nieograniczoną moc.”

Dzieci poprzez opowiadane historie biblijne słuchały, w jaki sposób Jezus może im pomagać i jak ważne jest, aby były Mu posłuszne.

Organizowane były również zajęcia plastyczne, oraz gry i zabawy, które ze względu na deszczową pogodę (niestety) w większości odbywały się wewnątrz budynku parafialnego.

Dzieci także wiele śpiewały – przedstawiciele młodzieży: Karol Śliwka, Dawid Sobczak, Andrzej Mikler oraz katechetka uczyli je nowych pieśni.

Młodzież aktywnie pomagała w prowadzeniu półkolonii, przygotowywała posiłki, sprzątała jadalnię, a w czasie wolnym, gdy na dworze była ładna pogoda, rozgrywała mecze piłki siatkowej.

Panie z Koła Pań: Hermina Lebioda, Zofia Pysz oraz Danuta Biegun przygotowywały pyszności dla dzieci (m.in. rogaliki i kluski na parze).

Wszystkim, którzy aktywnie pomagali w przygotowaniu półkolonii serdecznie dziękujemy!

Bożena Zamarska, katechetka

Kazanie na 11 Niedzielę po Trójcy Świętej

Tekst kazalny: Ewangelia św. Mateusza 21,28-32:
„A co sądzicie o tym: «Pewien człowiek miał dwóch synów. Zwrócił się do pierwszego: ‘Synu, idź i pracuj dzisiaj w winnicy’.
Ten odpowiedział: ‘Nie chcę’. Ale potem okazał skruchę i poszedł.
Z tym samym poleceniem zwrócił się też do drugiego. Ten zaś odpowiedział: ‘Dobrze, panie’ Ale nie poszedł.
Który z tych dwóch wykonał polecenie ojca? Mówią Mu: ‘Ten pierwszy’. Na to Jezus powiedział: ‘Zapewniam was, że celnicy i nierządnice wchodzą przed wami do Królestwa Boga.
Przyszedł bowiem do was Jan drogą sprawiedliwości, ale jemu nie uwierzyliście, natomiast celnicy i nierządnice uwierzyli mu. Chociaż to widzieliście, nie okazaliście skruchy, aby mu uwierzyć’»”.

Drogi zborze! Nasze życie pełne jest różnego rodzaju kontrastów. W biegu codzienności często po prostu nawet nie zdążamy zauważyć tego, że każdy nasz dzień, a wręcz krótkie chwile budują się właśnie z tych różnych przeciwieństw. Życie i śmierć, radość i smutek, szczęście i nieszczęście, bogactwo i ubóstwo, sytość i głód, światłość i ciemność, spotkania i rozstania, życzliwość i niechęć, spokój i lęk, pojednanie i poróżnienie.

Tych przykładów można by mnożyć. Nieustannie znajdujemy się w ruchu i przemieszczamy się w różne zakątki naszej rzeczywistości. Konfrontowani z różnymi sytuacjami, z różnymi ludźmi, miotani różnymi uczuciami, zmuszeni do podejmowania różnorakich decyzji i zajmowania określonych stanowisk. Trudno w tym wszystkim stanąć i być gdzieś „pomiędzy”. Zawsze, prędzej czy później, musimy się jakoś określić. Nigdy nie możemy pozostać tak rzeczywiście do końca neutralni.

Musimy sobie wciąż na nowo odpowiadać na te najbardziej fundamentalne pytania: Gdzie jestem? Jaka jest moja sytuacja? Co powinienem, co jestem w stanie, albo co muszę zrobić? W ten sposób kształtujemy naszą codzienność, w takim zakresie, w jakim jest to w naszej mocy i w jakim jest to od nas zależne. W ten sposób próbujemy nadać naszej życiowej wędrówce określoną orientację. Dokonujemy różnych wyborów, tych właściwych, ale też niestety często tych niewłaściwych. Względem tego, z czym się spotykamy i czego doświadczamy, względem różnych wydarzeń i oczekiwań do nas zaadresowanych, wypowiadamy swoje „tak” lub swoje „nie”.

„Tak” i „nie” to kolejne przeciwieństwo, które decydująco kreuje naszą codzienność. Te dwa słowa są tak krótkie, że często nawet nie zauważamy, gdy je wypowiadamy. Te dwa krótkie słowa są przez nas niedoceniane. Zapominamy o tym, jak bogatą treść mogą one w sobie zawierać i jak wiele mogą one zdziałać, wiele dobrego, ale też wiele złego.

Niekiedy też sami zupełnie zmieniamy ich znaczenie. Z „tak” czynimy „nie”, a z „nie” czynimy „tak”. I nie chodzi przy tym o aspekt zmiany naszej określonej decyzji czy postanowień, bo do tego, jeśli jesteśmy uczciwi, konsekwentni i odpowiedzialni, mamy przecież prawo. Szanujemy innych ludzi, jeśli zachowują się konsekwentnie. My też jesteśmy szanowani przez innych, jeśli tak postępujemy. Ale chodzi przy tym o to, że sprzeniewierzamy się swoim słowom.

Bywa jednak, że ta zmiana niekoniecznie musi być zła, a niekiedy jest wręcz dobrze widziana. Przecież dobrze jest, jeśli w złej sprawie powiemy najpierw pochopnie „tak”, a potem zmienimy je na „nie”. Źle jest, gdy dzieje się na odwrót. Dobrze też jest, jeśli w dobrej sprawie powiemy najpierw nierozważnie „nie”, a potem zmienimy je na „tak”. Źle jest, gdy postępujemy przeciwnie. Te dwa krótkie słowa zatem, choć bardzo proste, to jednak mogą bardzo skomplikować nasze życie i wpędzić nas w nie lada kłopoty. Każde „tak” i każde „nie” jest więc za każdym razem niezwykle poważną decyzją, która wymaga od nas uwzględnienia często wielu aspektów. Domaga się od nas wielkiej rozwagi i ostrożności, a nade wszystko odpowiedzialności, odpowiedzialności za siebie i za drugiego człowieka.

Przypowieść Pana Jezusa o dwóch synach, którą przekazał nam Ewangelista Mateusz, też mówi – jak słyszeliśmy – o zamianie „tak” na „nie” oraz „nie” na „tak”. Osoba jednego syna ucieleśnia postać człowieka, który wprawdzie mówi „tak”, ale swoim zachowaniem zaprzecza swemu słowu. Osoba drugiego syna z kolei ukazuje człowieka, który wprawdzie mówi „nie”, ale swoim postępowaniem mówi ostatecznie „tak”. Wszystko to dzieje się w obliczu prośby ich ojca, by poszli pracować w winnicy. Nakreślony w tej przypowieści obraz jest bardzo przejrzysty. Znajduje on swe odzwierciedlenie w naszych doświadczeniach z innymi ludźmi, ale przecież również w naszym własnym postępowaniu. Może szczególnie bliski jest każdemu rodzicowi i jego relacjom z dziećmi. Pan Jezus odwołuje się tutaj przecież właśnie do sytuacji z życia rodzinnego.

Przywołana w tej przypowieści myśl o przewrotności i niekonsekwencji człowieka, która zamienia „tak” na „nie” i na odwrót, może być, jak powiedzieliśmy, postrzegana i oceniana różnie. Niekonsekwencja i przewrotność są ze swej natury czymś złym, ale przecież mogą się one okazać paradoksalnie czymś dobrym. Tak też jest w tej przypowieści.

To nieprzypadkowo Pan Jezus mówi w pierwszej kolejności o synu, który na polecenie ojca odpowiedział zdecydowanym „nie” – nie chcę iść pracować do winnicy. Potem jednak, jak mówi Jezus, okazał skruchę oraz poszedł. Wykonał polecenie ojca, spełnił jego oczekiwania. Był niekonsekwentny swemu słowu, ale ostatecznie okazał się posłuszny. Choć zaraz na wstępie rozczarował ojca, to jednak ostatecznie postąpił dobrze.

Moglibyśmy snuć różne przypuszczenia, dlaczego zmienił swą wcześniejszą decyzję. Ale to nie jest tutaj istotne. Najważniejsze jest to, że jego działanie okazało się dobre. Swoje „nie” w dobrej sprawie zamienił na „tak”. Postrzegamy więc tego człowieka pozytywnie. W ten sposób został on zresztą oceniony w przypowieści – jest on tym, który wypełnił wolę swego ojca.

Zgoła inaczej ma się rzecz z drugim synem. Na polecenie ojca odpowiedział posłusznie „dobrze, panie”, ale ostatecznie nie poszedł. Swoje „tak” zamienił w dobrej sprawie na „nie”. Tutaj też moglibyśmy snuć różne domysły i zastanawiać się, dlaczego tak postąpił, ale to też nie jest ważne. Istotne jest to, że choć zobowiązał się spełnić polecenie ojca, to ostatecznie okazał mu nieposłuszeństwo. Jego niekonsekwencja i przewrotność okazały się złe. Obietnica okazała się pustosłowiem.

Takie postępowanie rozczarowuje szczególnie mocno. Żal zrodzony z entuzjastycznego ale gołosłownego „tak” jest o wiele większy, aniżeli żal z powodu zdecydowanego „nie”. Radość z powodu „tak”, które było na początku „nie” jest o wiele większa aniżeli radość zrodzona z początkowego „tak”, które okazało się ostatecznie gołosłowne.

Niespełnione „tak” rodzi w sercu ogromny ból. Bo kiedy pada słowo „tak”, wypowiadane przez nas do drugiego człowieka, albo wypowiadane pod naszym adresem, to dzieje się rzecz niezwykła. To jedno słowo bowiem nie tylko zobowiązuje, ale przede wszystkim rodzi między ludźmi szczególną więź. Gdy wypowiadamy „tak” wobec prośby drugiego człowieka, to wychodzimy mu naprzeciw. Stajemy się niejako częścią jego życia i jego nadzieją. Wypowiadając „tak” wywołujemy w jego sercu radość. Wywołujemy poczucie, że nie jest sam, że ma kogoś, kto jest w jego potrzebach razem z nim. Nasze „tak” sprawia, że poszerza się jego życiowa przestrzeń i życiowe horyzonty, że pojawiają się nowe szanse i realne możliwości spełnienia jego życzeń. W naszym „tak” spotykamy się z drugim człowiekiem w niezwykły sposób. W tym spotkaniu dajemy mu samych siebie. Otwierając się na niego sprawiamy też, że i on otwiera się na nas i że także ofiaruje nam samego siebie. Możemy więc wyobrazić sobie, co dzieje się wtedy, jeśli nasze „tak” okazuje się ostatecznie pustosłowiem.

Postawa tego jednego syna z przypowieści jest więc dla nas wielkim ostrzeżeniem i wezwaniem do odpowiedzialności za  nasze wypowiadane „tak”. Można by ją określić jako grzech przeciwko nadziei.

Z drugiej strony nie możemy również patrzeć na postawę tego drugiego syna jako na idealny wzór do naśladowania. On także rozczarował ojca i też popełnił grzech przeciw nadziei, ale mimo wszystko ostatecznie zrozumiał swój błąd i naprawił go. Przez jego postawę jednakże przebija pozytywna prawda o możliwości naprawy naszej przewrotności, o możliwości naprawienia szkód i krzywd, które wyrządziliśmy drugiemu człowiekowi swoim początkowym i zdecydowanym, ale pochopnym „nie”.

Przesłania rozważanej dziś przypowieści nie możemy jednakże zawężać wyłącznie do płaszczyzny stosunków międzyludzkich. Mówi ona bowiem także o Królestwie Bożym, mówi o nas i o naszej relacji względem Boga. Ten rodzinny obraz ojca i dwóch synów przywołuje wyobrażenie o Bożej rodzinie. O Bogu jako naszym Ojcu i o nas jako Jego dzieciach. Dzisiejszy tekst kazalny stawia nas przed bardzo poważnymi pytaniami: Jakim dzieckiem jestem? Jaki jest mój stosunek do Bożych oczekiwań względem mnie? Czy podejmuję je w sposób odpowiedzialny, czy też bardzo pochopny?

Bóg posyła nas do różnych winnic. Można właściwie powiedzieć, że każdy z nas rodzi się jako robotnik w winnicy. Nasze życie jest jedną, wielką winnicą, w której mamy służyć, o którą mamy się troszczyć i którą mamy pielęgnować. Winnicą jest nasze powołanie, winnicą jest nasza praca, winnicą jest nasza szkoła, winnicą są nasze domy i rodziny, winnicą są ludzie, których Bóg stawia na naszej drodze. I każda ta winnica jest inna, ale tym jednym, co jest wspólne dla nas wszystkich, to odpowiedzialność za nią, odpowiedzialność, którą złożył w nasze ręce Bóg.

Bogu bardzo łatwo odpowiedzieć na Jego wezwanie głośno i entuzjastycznie „tak”. Łatwo się zobowiązać i myśleć oraz mówić o swoim posłuszeństwie. Znacznie trudniej przychodzi nam przełożyć to „tak” na działanie. A przecież gdy mówimy Bogu „tak”, to również rozbudzamy w Nim radość i nadzieję, nadzieję, którą cały czas pokłada On w nas, jako w swoich dzieciach. I Bóg również cierpi i wypełnia Go żal, kiedy Go rozczarowujemy i kiedy popełniamy grzech przeciwko Jego nadziei.

Ale Bóg cierpi także, gdy mówimy Mu zdecydowanie „nie”. On jednak zna nasze serca, wie, jak bardzo przewrotni i krnąbrni potrafimy być. Smuci się z tego, jak bardzo daleko potrafimy od Niego odejść, lecz jednocześnie raduje się, gdy zrozumiemy swój błąd, gdy okażemy skruchę i ostatecznie spełnimy pokładane w nas przez Niego nadzieje. Bóg cieszy się z naszego odpowiedzialnego „tak”, ale też cieszy się, jeśli choć powiemy na początku zdecydowanie „nie”, to ostatecznie zamienimy na „tak”. To dla nas wielka nadzieja, pociecha i siła do dalszego działania. Każde odżałowane nieposłuszeństwo zostaje nam przebaczone.

Amen.

Kazanie wygłoszone przez mgra teol. Dominika Nowaka
podczas nabożeństwa 7 sierpnia 2005r.

Kolonia nad morzem w Ustroniu Morskim

W dniach od 27 czerwca do 10 lipca 2005 dzieci i dorośli wraz z katechetką Bożeną Zamarską odpoczywali w pięknej nadmorskiej miejscowości – Ustroniu Morskim.

Ustronie Morskie ma ustaloną, wysoką pozycję wśród miejscowości wczasowych w kraju. Na początku, przez wiele lat ta wczasowo – uzdrowiskowa miejscowość była osadą rolniczo – rybacką. Po I wojnie światowej przekształciła się w kąpielisko, a potem w uzdrowisko.
I tak zaczęto budowę wielu pensjonatów oraz łaźni z kąpielami w podgrzewanej wodzie morskiej. Filtrowano wodę z Bałtyku i rozsyłano ją po całych Niemczech.
Ustronie Morskie posiada posiada mikroklimat szczególnie bogaty w aerozol. Atrakcją są także dwa mola oraz przystań rybacka.

Nasza grupa liczyła 19 osób (w tym także dorośli).

Każdy dzień różnił się od poprzedniego. Dzięki wspaniałej pogodzie zajęcia odbywały się głównie na plaży.

Organizowaliśmy też wycieczki.
Jedna do Gąsek, gdzie weszliśmy na latarnię morską wybudowaną na przełomie 1877/1878 roku (wysokość światła: 50,1 m n.p.m., zasięg światła: ok. 43 km).
Pojechaliśmy także do Zieleniewa, gdzie czuliśmy się tak, jakbyśmy stali się nagle indianami! Uczestniczyliśmy w tańcach indiańskich, jeździliśmy na koniach i podziwialiśmy wielbłąda.
W drugim tygodniu pobytu nad morzem pojechaliśmy do Kołobrzegu, gdzie uczestniczyliśmy w „zabawie pirackiej„.

Oczywiście nie zapominaliśmy o Panu Bogu, któremu dziękowaliśmy, że mogliśmy tak dobrze i wesoło odpoczywać! Każdego dnia śpiewaliśmy na Jego Boską cześć oraz rozważaliśmy Jego Święte Słowo, a w dwie niedziele, w maleńkiej świetlicy pensjonatu uczestniczyliśmy w nabożeństwach, gdzie wsłuchiwaliśmy się w kazania wygłaszane przez katechetkę.

Na zakończenie chcemy podkreślić, że takie wspólne wyjazdy są potrzebne, bo zbliżają do siebie i dzieci, i dorosłych, bo uczą także samodzielności i poczucia obowiązku.

Bożena Zamarska, katechetka

Pamiątka Założenia i Poświęcenia kościoła

W niedzielę 26 czerwca 2005 obchodziliśmy Pamiątkę Założenia i Poświęcenia naszego kościoła w Starym Bielsku.

Nabożeństwo kazaniem uświetnił ks. Karol Macura z Drogomyśla. Podczas nabożeństwa mogliśmy również słuchać śpiewu i muzyki różnych wykonawców: śpiewała grupa konfirmantów z Lahti w Finlandii, nasz zespól młodzieżowy oraz chór z Drogomyśla, który przyjechał razem z ks. Karolem. Śpiew w kościele oprócz organ prowadziła również Orkiestra Diecezjalna.

Po nabożeństwie mogliśmy spędzić miło czas w ogrodzie przy kościele. Chór z Drogomyśla zabawiał nas ludowymi pieśniami, żwawo grała również Orkiestra Diecezjalna. Przy tak wyśmienitej muzyce mogliśmy rozkoszować się kołaczami z kawą i herbatą oraz… wojskową grochówką.